istoty, na młodość i niedoświadczenie... Dogadzało jej też bardzo, że piękną, młodą twarzyczką rozświeci salon... i posadzi ją w nim, jak przynętę. Szło tylko o to, aby się wszystko w ciszy i tajemnicy przed Ksawerową odbyć mogło.
Lecz rzućmy zasłonę na poczwarne te marzenia... które — niestety — tak rychło w rzeczywistość zmienić się miały. Rachunek na słabość człowieka rzadko zawodzi....
Zima płynęła powoli, ociężalej, niżeliby opuszczone, nieszczęśliwe kobiety mogły życzyć sobie, wyglądając z tą wiosną leniwą przybycia swojego opiekuna i ratunku...
Tymczasem stosunki Heli ze starościną, zawsze dla pani Ksawrerowej będące tajemnicą, trwały ciągle, a z dniem każdym stawały się poufalsze.
Biedne dziewczę nie przeczuwało wcale, w jak niebezpieczne biegło sidła, gdyż zręczna Betina umiała przed nią doskonale odgrywać rolę wdowią i nadać sobie charakter poważny.
Zbliżywszy dopiero Helę, ośmieliwszy ją, wychodzić poczęła czasem z tej roli, przybierać weselszą minę w żartach, próbować sarkazmu, ironii, pogardy ludzi, naśmiewania się z czułości ich, z serca... i t. p. Spostrzegła jednak, że ta struna nie znajdowała oddźwięku w młodej duszy, że ją napełniała trwogą raczej, niż ciekawością, jaką się spotkać spodziewała...
Postępowała więc z ostrożnością wielką, i jak ci pokutnicy dawni, co dwa kroki posuwając się naprzód — krok w tył się potem cofali, po ironii wracała do surowej powagi, rachując dobrze, iż słowo nie ginie nigdy, że każde wywiera wrażenie, zostawia po sobie piętno, wyciska się na młodej duszy. Nawet to, co rani boleśnie z początku, co jak blizna się zasklepia... na wieki szramę zostawia.
Gdy tylko Hela przyjść do niej mogła, zapraszała ją pod pozorem samotności z robotą do siebie; udawała