rolę cywilizowanego odgrywał wybornie; w domu u sług nie potrzeba się było dopytywać, boby nie śmieli wyznać, jak się z nimi obchodził.
Warszawa dla Puzonowa była placem boju, na którym chciał się dobić łask, zaufania i awansu od J. Cesarskiej Mości. Jak Igelström, jak Repnin, jak prawie wszyscy aż do Sieversa posłowie rosyjscy, Puzonów okazywał zaledwie konieczne względy dla króla i dworaków, lekceważył opozycyę i naród, przeciw którym złoto i groźbę uważał za dostateczne, a nawet miał mało stosunków z tą arystokracyą spodloną, która naówczas płaszczyła się wszystkim posłom z kolei, bałamuciła ich przez kobiety i sądziła, że spęta pochlebstwami.
Ażeby być swobodniejszym, Puzonów żadnego serdecznego stosunku (jak inni) nie zawiązał w Polsce, chociaż go wabiono bardzo; wolał sobie obrać dom takiej starościny Odrzygalskiej za gospodę, gdzie panował samowładnie, a który mógł bez ceremonii porzucić, gdy mu się podobało. Często Betina służyła mu, nie wiedząc o tem, przynosząc plotki brukowe, które po mieście krążyły; czasem ofiarowała się sama wybadać kogoś i dostać wiadomość, niedostępną dla innych policyjnych ajentów. Czyniła to bez najmniejszej zgryzoty sumienia, jak rzecz bardzo naturalną, często pyszniąc się, że jej się tak dobrze udało.
Puzonów zaczął bywać u starościny przez jakiś kaprys chwilowy, potem towarzystwo jej wydało mu się użytecznem i miłem, bo go wcale nie żenowało...
Ona też nawzajem miała go za bardzo przyjemnego, niesłychanie wykształconego i starała się bardzo dobre z nim utrzymać stosunki.
Zręczna kobieta, pod pokrywką jego łagodną wprędce odkryła drapieżny, dziki ów wyraz oblicza, który zdradzał wewnętrzną naturę tygrysią, i — obawiała się go też bardzo... Ale strach nawet niekiedy rodzi pewien rodzaj przywiązania, jest fascynacyą, w ludziach i kobietach zużytych obudzą dawno zamarłe nerwy.