działam ja odrazu, że zwróciła twoje oko... ale to uboga sierota, która mnie obchodzi, bo nawet trochę mi krewna, chociaż o tem nie wie... Więcej jej pewnie nie zobaczycie, głowy sobie nie zaprzątajcie napróżno.
Jenerał spojrzał na nią i ramionami ruszył.
— Jejmość dziś czegoś w złym humorze — odezwał się. — Dobrze, nie zechcecie wy mnie powiedzieć o niej, to się dowiem i bez was... Bądźcie pewni, że gdy zechcę... potrafię...
— Nic się więcej nie dowiecie nad to, co ja wam powiadam — rzekła starościna, a po chwili dodała:
— Cóż to! tak się wam strasznie podobała?
— Bardzo — odpowiedział Puzonów. — Być może, iż gdybym ją był spotkał w innej sukni i gdzieindziej, na myśl by mi nawet nie przyszło poważyć się... dowiadywać o nią i zająć tak mocno, ale znalazłszy ją u starościny...
Betina rzuciła się zagniewana.
— Cóż to znaczy to: u starościny??
— Moja pani droga — uśmiechając się, rzekł jenerał — nie grajże pani ze mną przynajmniej roli niewiniątka... nie powiedziałem tego w złej myśli... zobaczyłem ją tu, ubraną tak ubogo... Zresztą tłómaczyć się z tego nie chcę... jestem za stary i za niegrzeczny do zmyślania komplementów.
Wróćmy do tego anielskiego zjawiska. A! cóż to za wspaniała piękność pod tą szarą, prostą sukienką... Wiele pięknych kobiet widziałem w Polsce, lecz takiej, jak ona — żadnej... To wzór dla malarza... to bóstwo! A jaki majestat i powaga w tem prostem dziewczęciu... co za urocze kształty! Widziałaś waćpani jej rękę?
Starościna ruszyła ramionami rozgniewana.
— Dajże mi jenerał pokój z jej rękami, wdziękami, majestatem i podobnemi bredniami; dziewczyna ładna, ale znowu nic osobliwego w niej niema. Was zepsutych i zestarzałych czaruje... tylko młodość... to cały jej urok.
Puzonów ironicznie się uśmiechnął.
Gdy starościna nieco z gniewu ochłonęła, potrafił ją wreszcie powoli udobruchać i pochlebstwem dobyć więcej wiadomości.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.