Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.
XXXI.

Na tę chwilę nadszedł wreszcie oczekiwany Puzonów, który dzięki tej wielkiej łatwości, z jaką się Rosyanie uczą języków, a zarazem pobytowi w Warszawie i stosunkom ze starościną, mówił bardzo dobrze po polsku. Uśmiechając się szydersko, zwykł był nawet z przekąsem powtarzać często: mości dobrodzieju i mościa dobrodziejko! Ubrany był, jak zwykle, gdy się puszczał na wycieczki wieczorne, po cywilnemu, z pewnym wykwintem, przywdziawszy razem ze strojem słodycz i grzeczność, którą umiał kłaść i zrzucać z tą nadzwyczajną zręcznością, z jaką pajac na linie ubiera się i rozbiera, stojąc na jednej nodze.
Hela stała przy krześle, czerwona jak wiśnia, drżąca jak liść jesienny, zmieszana.
Starościana, pośpieszywszy do progu, dała znak jenerałowi, aby był ostrożny i nie spłoszył strwożonej; ale on wiedział już sam, jak się miał zachować. Oznajmiono mu wcześnie, że ma grać rolę przyjaciela nieboszczyka męża, opiekuna; Betina na ten wieczór oblekła się skromnością i powagą.
Dymitr Wasyljewicz stał się prawie nieśmiałym, tak był uszanowania pełnym... Zamruczała coś Betina niezrozumiałego, przedstawiając go pannie Helenie...
Wkrótce jednak przelękłe dziewczę odzyskało całą odwagę niewinności... i śmiałość swą nieco dziką... Mało żyjąc z ludźmi, Helena miała instynkt, brakło jej doświadczenia, zgadywała formy, których nie znała, a przecież była w porównaniu do starościny wielką panią. Choć ją onieśmielało ubóstwo i położenie towarzyskie, czuła wielce godność swoją.
Jenerał, aby ją nazbyt nie trwożyć, przywitawszy się ledwie, począł od swobodnej i wesołej rozmowy z Betiną, od ogólników. Podano kawę i owoce, przysunęli się do stołu... Hela, płoniąc się, siadła z daleka... milcząca... Gospodyni nie łatwo potrafiła wciągnąć ją powoli w rozmowę. Mówiono o Warszawie, o pogodzie, o miej-