Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

był prawie upokorzony — wydawała mu się teraz nierównie ponętniejszą, niż pierwszym razem.
Gdy nareszcie wyrywająca się co chwila Helena odejść mogła, a raczej wylecieć z tej duszącej ją atmosfery, Puzonów padł na krzesło, odzyskując swobodę, i zawołał do starościny:
— Rób, co chcesz! żądaj, co ci się podoba, ja się szalenie w niej kocham i ona musi być moją...
— Że się zakochałeś, jak stary rozpustnik, nie potrzebujesz mi tego waćpan mówić, wiem o tem doskonale... — odpowiedziała starościna — ale co wy sobie myślicie? Uboga, to prawda, no a gdybyście się nawet ożenić z nią chcieli, co być nie może, to ręczę wam, że za was by nie poszła.
Puzonów spojrzał, ruszając ramionami.
— Oszalałaś, czy co? Żenić się? ja? Ja, co mogę wziąć z dworu cesarzowej księżniczkę na wybór, która mi pięćdziesiąt tysięcy dusz przyniesie? ja? ożenić się... co się dzieje z tobą, szanowna starościno? żartujesz...
— Żartuję — odparła Betina — wiem, że tego-byś ani mógł, ani chciał zrobić; ale ci powiadam dlatego, abyś miarkował, że nie pójdzie ci to łatwo... Jest to wcale osobliwsza dziewczyna, jakiej mi się jeszcze spotkać nie trafiło... cnotliwa... nie zalotna... a zimna... głowa się jej nie zawróci!
— Słuchajże, pani moja — przerwał jenerał — potrzebujęż ja to wam tłómaczyć, że są sposoby na wszystko i środki na wszelkie charaktery?... Uboga... nieznana, bez familii...
— Nie tak zupełnie — rzekła Betina.
— Owszem, zupełnie, wiem to dobrze — odpowiedział jenerał.
— Przecież jest moją... siostrzenicą — dodała Betina — jakem to miała honor mówić mu.
Jenerał spojrzał badająco, ale nie uważał na teraz za właściwe tłómaczyć się i ciągnął dalej:
— Choćby... no to co?
A w duchu spytał siebie: czy nie wie istotnie, że kłamie przede mną?