cy machinalnie przebiegła na Miodową do Kapucynów, uklękła się modlić, a ujrzawszy w konfesyonale siedzącego staruszka z siwą brodą, który nikogo nie spowiadał, zbliżyła się do niego, całując go w rękę. Zakonnik sądził, że chciała uklęknąć do spowiedzi, i wskazał jej miejsce.
— Ojcze mój — rzekła po cichu — nie jestem przygotowana do spowiedzi... alem przyszła jako do duchownego po radę... Jestem bardzo biedna... ludzi się obawiam... nie odmówicie mi ojcowskiego słowa.
Staruszek pochylił się łagodnie.
— Czego to chcesz, dziecko moje?
— O! jestem bardzo biedna — powtórzyła — matkę mam ubogą, siostrę niedorosłą chorą... Oczekuję pomocy od opiekuna, od człowieka, który miał przybyć do Warszawy... Nie wiem, gdzie go szukać, jak o niego pytać, chociaż...
— Dałże ci jaką wskazówkę? — spytał ksiądz.
— Tak jest, mój ojcze, ale wiedząc, że człowiek ten był ścigany, nie śmiem użyć wskazówki, abym... abym go nie zdradziła.
— Bardzo dobrze czynisz, bądź ostrożną.
— Ale przed tobą, ojcze! jak na spowiedzi....
I Hela powiedziała mu nazwisko opiekuna a razem bankiera, u którego mogła się o niego dowiedzieć.
Starzec palec na ustach położył.
— Cicho — rzekł — cicho... dosyć! Rozumiem... U Kapostasa kazał się o siebie dowiedzieć...
— Tak jest, ojcze...
Staruszek nachylił się jej do ucha.
— Nie najlepszą ci powiem nowinę... Kapostasa ktoś zdradził... szukano go w Warszawie, aresztować chciano, musiał biedny uciekać lub siedzi gdzieś w ukryciu.
— A! nieszczęśliwa, cóż ja pocznę! — ręce łamiąc, zawołała Helena.
— To nie potrwa — dodał Kapucyn — bądź spokojna, wróci on, wróci... wypłynie na wierzch, gdy przyjdzie pora... Ale musicie poczekać do wielkiego tygodnia, jak wam wskazano... A bądźcie dobrej myśli — Bóg wielki!
W tej chwili z drugiej strony konfesyonału zastu-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.