Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

kał klęczący do spowiedzi mężczyzna, Hela pocałowała w rękę staruszka i odeszła.
Mimo pociechy zakonnika... serce jej krwawiło się — czuła ostatnią nadzieję straconą. Czas szedł tak powolnie, a nędza była tak straszną dla chorego dziecięcia!




XXXIV.

Szła ulicą zamyślona, pogrążona, przybita, nie zważając na tłumy, które nią płynęły. Gwałtowna boleść, jakiej doznała, uczyniła ją prawie nieprzytomną; nie myśląc, że tylu ludzi oczy zwróci na siebie, uszedłszy kroków kilka, stanęła, ręce załamując, podniosła głowę do góry i płakała. Zdrętwiała, piękna jak posąg, przetrwała tak chwilę, nie wiedząc, co się działo wkoło.
Była w tej chwili tak piękną, tak zachwycającą, a postać jej wyrażała boleść tak głęboką, iż wszyscy przechodzący, począwszy od żebraków, stanęli, patrząc na nią... Dokoła, jakby wiankiem, opasali ją ciekawi.
— Mój Boże, jakaż ona piękna! — wołali jedni.
— Ale cóż się jej stało? — mówili drudzy.
— Czego ona taka nieszczęśliwa? Co to jest? — szeptali inni.
Gdy Hela, usłyszawszy wykrzyki te, wychodząc jakby ze snu, obejrzała się dokoła, zawstydziła się, oblała rumieńcem... i śpiesznie chciała uciec.
Jakiś jegomość po francusku ubrany stał wprost naprzeciw niej, patrzał na nią zdziwiony, zachwycony, prawie osłupiały.
Strój a nawet rysy twarzy zdradzały w nim cudzoziemca... Wysiadł był umyślnie, zwabiony tym widokiem, z karetki, którą odprawił...
Gdy Hela przelękła i zawstydzona co najrychlej, unikając oczów i domysłów, zwróciła się w boczne przejście, pierwsze, jakie spotkała, nie uważała, że krok w krok za nią ów nieznajomy podążył. Inni przechodnie pogonili oczyma, potrzęśli głowami i powoli się porozchodzili.
Nieznajomy przy szpadce i w peruce, choć nie mło-