— Piękność inna... nie moja? — śmiejąc się, spytała Betina.
— Ty jesteś cudowną w swym rodzaju — dodał grzeczny dworak — a tamta... tamta, nietylko, że piękna, jak wschodzące słońce... ale jeszcze, co rzecz osobliwa, niesłychana... jest tak podobna...
— Do kogo? — spytała starościna.
— Do księżnej wojewodziny... Gdym malował królowę Sabę, potrzeba mi było typu wschodniej piękności... Właśnie świeżo po swem ożenieniu książę wojewoda przybył do stolicy... był to cud piękności.
— Drugi cud! — rzekła Betina.
— Nie, ten sam, posłuchaj tylko — kończył Bacciarelli. — Tym cudem piękności była żona jego. Gdym ją zobaczył, padłem na twarz... zakląłem się, że mi posiedzi choć pół godziny do królowej Saby... Ale nie wiedziałem, żem trafił na księcia wojewodę, zazdrosnego dziwaka, którego niczem ubłagać nie było można. Król sam grzecznie go o to poprosił, a odebrał wcale niemiłą odpowiedź.
— Najjaśniejszy panie — zawołał wojewoda — nasze matki i babki dawały ojczyźnie dzieci, ale nie malarzom wzory.
Nie było po co drugi raz tam wracać... Jednak, gdy książę wojewoda zaproszony został do stołu królewskiego wraz z młodą małżonką, urządziłem się tak, że niespostrzeżony w galeryi na górze w sali białej naszkicowałem tę śliczną twarzyczkę i dałem ją mojej królowej Sabie... Była jak dwie krople wody podobna, a że piękność wojewodziny o szaleństwo przyprawiała wszystkich, tłumy biegły do pracowni... Ale cóż! krótka pociecha... Książę wojewoda dowiedział się, wpadł pod moją niebytność, płótno szpadą wykroił, położył tysiąc dukatów na krześle i kartkę... Z kartki mogłem zmiarkować, że drugi raz portretować księżnę nie byłoby bezpiecznie... Sono italiano... a książę także pół Włocha... nie można z nim żartować...
— Ale cóż ty mi pół godziny prawisz o jakiejś tam wojewodzinie? — spytała Betina.
— Bo jej piękność utkwiła mi w pamięci — dodał malarz — a to... a to jest żywy jej obraz... Gdybym
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.