— I gdzież się ta waćpana piękność ukrywa? — spytała od niechcenia wojewodzina.
— W lichym bardzo kącie, na Bielańskiej ulicy, w domu Paprońskiego na trzeciem piętrze od tyłu... Mówią, że są w strasznej nędzy, a co gorzej...
— Co gorzej? — podchwyciła księżna ciekawie.
Bacciarelli schylił się do ucha.
— W tym domu mieszka ta Betina sławna, co to ją był wykradł synowiec księcia wojewody... pan podczaszyc dzisiejszy... niebezpieczne to dla młodej piękności sąsiedztwo.
Księżna nic nie odpowiedziała.
— Jestże tak w istocie piękną? — zapytała później, jakby przez grzeczność, dla podtrzymania rozmowy.
— Nie przesadzam wcale, jest cudnie piękną, a dowód najlepszy, gdy do waszej ks. mości mogłem i śmiałem ją porównać....
Wojewodzina uderzyła go wachlarzem po ręku.
— Stary pochlebco, nie plećże, proszę...
— Wygląda tak dumnie, majestatycznie, poważnie, ma w sobie coś tak szlachetnego, iż sama sprzeczność ubioru z fizyognomią czyni ją zajmującą.
Wojewodzina zdawała się słuchać już mniej uważnie, Bacciarelli przestał, ukłonił się i powoli odszedł; a wkrótce potem i księżna podniosła się z kanapy i wyśliznęła się po cichu.
Wieczorem tego dnia jedna ze starych znajomych pana Paprońskiego, gospodarza domu, w którym mieszkała Ksawerowa, przyszła do niego w odwiedziny. Była to tak dawna znajomość i tak już jakoś przerwana latami, iż odnowienie jej zdziwiło niemal pana Paprońskiego. Ale że panna Babska była niegdyś u panien Wizytek razem z jego żoną, a teraz rezydowała w bogatym domu i miała w świecie stosunki, Paproński posłał po sucharki i wystąpił z kawą na saskiej porcelanie. Mówiono o różnych rzeczach, panna Babska wpadła na ubogich, na obowiązki pomocy bliźnim i starała się wy-