Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

wnego stopnia to tłómaczyła — obudzała zajęcie wszędzie, gdziekolwiek się pokazała.
— Jakże, proszę jejmości? — spytał ciekawie Paproński — przy dziecku nie było też śladu, znaku, medalika... bo to zwyczajne przecie.
— Żadnego — odpowiedziała Ksawerowa — oprócz imion Heleny Ludwiki, które z sobą przyniosła. Doktór mi oddał metrykę z kościoła św. Krzyża wydaną, poświadczającą, że tam ochrzczone zostało dziecię rodziców nieznanych, które babki i dziadkowie kościelni do chrztu trzymali, a dano mu imię Heleny Ludwiki... Bezimiennej.
Ze śmiercią doktora znikł wszelki ślad pochodzenia dziecięcia... tajemnica z nim zstąpiła do grobu.
Paproński słuchał, badał, zdawał się wszystko chcieć zapamiętać i, pocieszywszy lokatorkę a westchnąwszy kilka razy mocno, pokłonił się i wyszedł, prosząc ją, aby się o zapłatę nie frasowała.




XXXVI.

Puzonów nie przestawał śledzić wszystkich kroków tej, na którą był wydał wyrok, że musiała paść ofiarą. W chwili, gdy Helena wychodziła z domu do kościoła księży Kapucynów, jeden z tych stróżów szedł za nią i pobożnie we drzwiach przy zdarzonej zręczności zmówił parę zdrowasiek, podczas gdy się Hela starca rozpytywała. Czystym zyskiem dlań było, że modlitewkę pchnął do Pana Boga i interes razem ziemski na tem nie cierpiał. Z kościoła poszedł za nią ulicą, był świadkiem jak ją lud otoczył, jak się Bacciarelli zadziwił, i za malarzem powoli wrócił na ulicę Bielańską. Zdał więc raport szczegółowy, komu należało, o całej tej wycieczce i ze spokojnem sumieniem poszedł na piwo.
Puzonów, dowiedziawszy się o tem, co zaszło, bardzo był nierad i niespokojny, w istocie objawienie się tej niepospolitej piękności człowiekowi takiemu, jak Bacciarelli, który mógł nadać jej rozgłos, wcale mu było nie na rękę. Malarz nadworny uchodził sam za wielkiego wielbiciela płci pięknej... a, co gorzej, za czynnego