Narada, spór, kłótnia prawie trwały dość długo. Jenerał był natarczywy, rozkazujący, gotów na wszelkie ofiary, Betina, w końcu zmiękczona, przyrzekła mu zrobić co tylko będzie mogła, aby rozwiązanie przyśpieszyć.
Ale dnia tego Hela nie przyszła.
Zdrowie Julki pogorszyło się znacznie, posłano po lekarza, a ten przyciśnięty oświadczył otwarcie, iż dziecię, zamknięte w kącie ciasnym, w powietrzu zgniłem wyzdrowieć nie może, że najgłówniejszym dla niej środkiem było słońce, wesele... swoboda... oddech świeży... zdrowy pokarm...
Obie kobiety usłyszały ten wyrok płacząc, z rozpaczą niemal matka, a Hela z trwogą, z wyrzutem sumienia, że ona jedna, poświęcając siebie, zaradzićby temu mogła. Starościna codzień jej to powtarzała.
Po wyjściu lekarza, głucha cisza panowała długo, milczenie przerywane westchnieniami przeciągnęło się do nocy... Hela nie zmrużyła oka w walce z samą sobą, z sercem, z myślami i sumieniem... Naprzemian to przywiązanie do nieznajomego Tadeusza... to obowiązki względem tej, co ją przygarnęła i wychowała — przemagały. Czuła się chwilami występną, upokorzoną. Bez imienia, bez przyszłości, dziecię zaparte i opuszczone, mogłaż inaczej odwdzięczyć się opiekunce, matce za jej starania i miłość, jak zrzekając się szczęścia dla niej?
Łzami stłumionemi opłakawszy krótką nadzieję jakiegokolwiek snu szczęścia, przekonana, iż ten człowiek, o którym starościna codziennie jej mówiła, ożenić się z nią może — postanowiła nareszcie... poświęcić siebie dla Julki, dla matki.
Cały plan tej heroicznej ofiary ułożyła w głowie... i nie usnąwszy na chwilę, rozgorączkowana, czekała tylko dnia białego, aby pójść do starościny...
Postanowiła nie przyznawać się jej do powziętej myśli... ale, jeśliby była nagloną, przystać na wszystko, zapewniając Ksawerowej i Julce los niezawisły.
Ledwie wybiła godzina, w której zwykle chodziła do starościny, Hela pobiegła, wykradłszy się... z oczyma jeszcze pracą i łzami zaczerwienionemi... a z sercem skrwawionem...