Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

towali na dworze, ja to przygotuję u imperatorowej, a wy zawiadomcie żonę o tem szczęściu, które ją spotka.
Jenerał, blady, skłonił się powtórnie...
Zubow skinął mu głową przyjaźnie i wyszedł do powozu.
Za nim zaraz wyruszył Dymitr Wasiljewicz ku wschodom... i już miał siadać do karety, gdy nań skinął Altesti; wstrzymał się na chwilkę. Sekretarz wprowadził go do swojego gabinetu.
— Co ci Platon mówił? — zapytał — pytał cię o żonę, dał ci uczuć niechęć?
— Trochę, z początku.
— Wiecie, że ja wam sprzyjam — odparł chytry Grek, rzucając nań bystre wejrzenie — powinienem więc was ostrzedz, że was denuncyowano.
— Kto?
— Domyślcie się... Platon wie, żeście się tajemnie zbliżyli do Woroncowych... do Bezborodków.
— My? ja? — zawołał, czerwieniąc się, Puzonów.
— Cicho! cicho — szepnął Altesti — gdyby tak było nawet... jabym wam tego nie miał za złe... dobrze mieć jedną nogę w drugim obozie... niema rzeczy wiecznych... a któż wie, jak się obrócą sprawy jutro?
— Ale to fałsz! to potwarz!
— Co mi tam! ja wam mówię, co jest. A wszystko, cokolwiek dzieje się u nas w sposób najbardziej tajemniczy, wie Zubow i cesarzowa.
— Zubow chce, bym żonę przedstawił na dworze!
Altesti się uśmiechnął.
— Wiesz... Zubow by jej inaczej widzieć nie mógł, a ciekawy.
Ścisnęli się za ręce... Jenerał odjechał zadumany, pogrążony i kazał woźnicy skierować do domu.




XXXIII.

Puzonów nieopodal od Newskiego Prospektu miał dom najęty, którego niewielkie mieszkanie sam zajmo-