Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Chciała dowieść, że miłosierną i dobrą być umie dla obłąkanych istot.
— Miło mi, że was tu widzę — odezwała się — miejsce wasze dawno tu było, staliście się Rosyanką i powinniście pamiętać o tem... Trzeba zapomnieć o Polsce.
Na te słowa Helenie łzy zakręciły się w oczach... ale wtem ujrzała przed sobą białą rękę monarchini i, dotknąwszy ją gorącemi wargami, nie wiedziała sama, że na niej zostawiła łzę, z której imperatorowa stan duszy jej odgadnąć mogła. Nim się zdobyła na odpowiedź, Katarzyna już posunęła się dalej, wszystko było skończone.
Gdy złamana uczuciem tej krótkiej chwili, Helena powstała i podniosła się, oczy jej spotkały wlepiony w siebie wzrok mężczyzny, stojącego nieopodal, ubranego z nadzwyczajnym przepychem, jaśniejącego od brylantów i złota. Był to Platon Zubow.




XXXVIII.

Zubow patrzał i patrzał, jakby zdziwiony, na Helenę, która, strwożona tą natrętnością, wzrok odwróciła...
Platon trącił idącego za nim Kazińskiego, pytając o nazwisko, zdziwił się i skinął na Puzonowa.
— Winszuję wam, Dymitrze Wasiljewiczu — szepnął cicho — i nie dziwię się teraz, żeście dla żony waszej tak szaleli, wszystkie nasze dworskie damy zaćmiła, wyglądała jak królewna.
Puzonów skłonił się milczący. Nie szło mu to w smak.
— Widzicie — dodał Zubow — N. Pani mimo uprzedzenia przyjęła ją łaskawie. Spodziewam się, żeście ze mnie kontenci?
— Wiek wiecznie wdzięczny jestem W. Ekscelencyi — szepnął Puzonów.
W tejże chwili mała, otyła, biała, wyróżowana Natalia Kiryłowna, stojąca przy Helenie, szepnęła jej poufale, mimo, że jej nie znała: