Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlatego, że w tem idzie o życie, spokój i przyszłość człowieka, który więcej wart, niż dziesięć takich, jak ja, bab, i dziesięciu takich, jak ty, niedołęgów.
Teraz — dodała żywo — nie proszę, nie przekonywam, nie słucham, ale rozkazuję. Jutro przed wieczorem, objeżdżając więzienia, przed kanałem Mojki, spotkasz mężczyznę w płaszczu, który nieść będzie w ręku pudełko z narzędziami chirurgicznemi, zabierzesz go do sani i pojedziesz z nim do pałacu Orłowa. Oficer spyta się o towarzysza, powiesz mu, że to twój felczer... rzecz skończona... dobranoc.
Müller chciał jeszcze targować się, ale przebrana jenerałowa znikła mu z oczu... Postał chwilkę i w największym niepokoju powrócił do domu.




XLIV.

Tegoż dnia Fryderyk Wilhelmowicz złożył pierwszy raport umocowanemu Zubowa, który natychmiast odniósł go swemu panu. Platon, który się wybierał na jakiś przegląd wojskowy, pozostał w pałacu pod pozorem słabości. Nie ukazał się nawet wieczorem w Ermitażu. Cesarzowa, która spostrzegła jego niebytność i o chorobie została uwiadomiona przez Makarowa, skończyła grę nieco rychlej, niż zazwyczaj, pożegnała gości swych, usunęła się do apartamentów i, dosyć niespokojna, udała się do mieszkania Zubowa.
Znać spodziewał się tych odwiedzin, gdyż Katarzyna zastała go z głową obwiązaną leżącego na sofce i pozującego na chorobę.
— Co tobie? — zapytała zaraz w progu.
— Nie wiem, N. Pani, nie wiem — odparł bolejąco Platon — choroba, nie choroba, jakieś niezdrowie, znużenie, przesyt życia... Ludzie mnie nudzą, świat męczy, potrzebowałem odpocząć.