Imperatorowa przystąpiła doń, powoli kładąc dłoń na jego czole i wpatrując się w Zubowa, który niezręcznie przymuszał się do melancholii, z charakterem jego gwałtownym, szyderskim, zimnym nie harmonizującej.
— Oj! dzieci wy, dzieci! rzekła — tacyście wszyscy! w pierwszych dniach szalejecie od szczęścia, powoli wam ono wystyga, blednieje, nudzi, żądacie coraz więcej, aż nareszcie przyjdziecie do kresu, poza który przejść nie można, i bijecie o mur głową.
Platon, co tobie?
— Albo ja wiem? — rzekł kwaśno Zubow — Wasza Cesarska Mość znasz to, jak widać, lepiej, niż ja sam.
— No, co tobie, Platonie? mów! ty masz mnie o coś prosić... o zgubę człowieka, lub o nowy blask jaki... Żałować ci nie będę... Ludzi mamy dosyć, honorów jeszcze stanie... rozchmurzże czoło.
Zubow podniósł na nią oczy czułe.
— N. Pani! — rzekł — ten smutek, który we mnie widzisz, cesarzowa obudziła.
— A co ona ci zawiniła? czy skrzywdziła ci braci? ojca? rodzinę?
— O! nie! nie!
— Co ci zawiniła? mów — powtórzyła Katarzyna.
— Jest nadto dobrą i... i nie widzi, że z jej dobroci źli ludzie korzystają.
— Zubow — zawołała Katarzyna niecierpliwie — ty wiesz, że ja zagadek nie lubię, że komedyę piszę, ale grać z sobą nie daję... o co chodzi?
Głos miała gniewny i drżący.
Platon zsunął się z sofy na kolana, udał przestraszonego i począł mówić żywo:
— Przebaczcie! mnie o was idzie tylko! o was! pani moja! monarchini moja... ty u mnie jedna jesteś, w tobie życie.
Chcesz prawdy? weźmiesz potem za nią głowę moją, jeśli zechcesz, powiem ją. Przeciwko tobie, pani moja, jest zmowa... jam ją odkrył.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.