Katarzyna drgnęła.
— Wolne żarty!
— Przysięgam!
Była chwila milczenia, długa jak wiek. Imperatorowej brwi się ściągnęły, twarz drżała.
— Mów! — dokończyła zimno — wszystko! wszystko!
— Parę dni temu — mówił Zubow — doniesiono mi, że Paweł wykrada się nocami z Gatczyna i jeździ do miasta. Kazałem go śledzić, tak jest, ale dokąd jeździ, nikt jeszcze pochwycić nie mógł.
Potrzebował pieniędzy... dwa kroć sto tysięcy rubli lub więcej ktoś mu dostarczył. Mówią, że w spisku z nim są Polacy, którym sprzyja, że jeden z nich dostarczył mu tej sumy.
To są wiadomości — dokończył Zubow — za które ja ręczyć mogę, jestem na tropie, ale nie chciałem bez woli waszej nic poczynać. Rozkazujcie, monarchini.
Katarzyna wolnym krokiem cofnęła się do krzesła i siadła w niem, wsparła się na ręku, zadumała, nie odpowiadała nic.
— Słuchaj, Zubow — rzekła — ja z tobą będę mówić otwarcie, bo ty możesz się mylić, siebie wplątać i mnie wciągnąć w trudności... a gdy cesarzowej trudności przychodzą, to je tylko krew rozwiązać może. Ja ci dobrze życzę, Zubow, ale, jeśli się tobie śni więcej, niż godzi, to źle... jeśli ty myślisz o wnukach i rejencyi, to mnie nie znasz. Mogę ci dać miliony, ale poza tem nic więcej. Jeśli ty Pawłowi chcesz szkodzić dla własnych widoków, mylisz się.
Rozrachuj się, Zubow, rozrachuj dobrze.
— Ja nie mam nic do namysłu i rachuby — rzekł zimno Platon. — Nie wiem natury tych zachodów i pokątnych starań, ale że Paweł nocami się wykrada, że szczególnemi łaskami zaszczyca Polaków, jak Wielhorskiego i Ilińskiego, to pewna, ze pieniędzy potrzebował i dostał, wiem to najpewniej.
— Skąd?
— Od człowieka zaufanego.
Katarzyna westchnęła i rzekła:
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.