Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

— W tem wszystkiem, więcej przekory, niż może czego innego.
Potrzeba być ostrożnym, Zubow, kazać go śledzić, a nie przeszkadzać mu bynajmniej, niech brnie dalej, prędzej rzecz na wierzch wyjdzie. Ja tymczasem Ilińskiego i Wielhorskiego łaskami i względami uśpię, aby się ani domyślić mogli, że ich posądzam.
Zamilkła, a potem mówiła, jakby sama do siebie.
— Pawłowi dawno cięży nieczynność, za długie mu panowanie moje, a nie wie, że w słabych rękach tych wodzów utrzymać nie potrafi, że targać będzie, nie wieść, i szarpać, nie prowadzić.
Ja muszę dokończyć, co zaczęłam w Persyi, w Polsce, w Turcyi, ja będę żyć, dopóki państwa nie postawię na tak mocnych podstawach, aby go nic poruszyć nie zdołało.
I znowu zatopiła się w myślach.
— Tobie, Zubow, powierzam — dodała po chwili — bezpieczeństwa moje. Ty wiesz, jak na żołnierzy działać potrzeba i na wszystko, co mnie otacza.
— Ja jestem spokojny — zawołał Platon — o dzisiaj, ale o jutro się boję. Trzeba śledzić, by w porę zapobiedz złemu.
— Wiesz co więcej? — zapytała Katarzyna.
— Dotąd tylko tyle, ale rozesłałem ludzi pewnych do Gatczyna, wszędzie, gdzie było potrzeba; ma stróża przy sobie Iliński i inni Polacy. Kroku teraz nie zrobią, żebym o nim nie był natychmiast zawiadomiony.
Katarzyna podała mu rękę do pocałowania, którą Zubow przyjął na klęczkach, rzuciwszy się przed nią na kolana.
— Dobrze ci się udało — rzekła cesarzowa po chwili z uśmiechem, grożąc mu palcem — ja miałam ci czynić wymówki, a muszę dziękować.
— Wymówki? za co? — spytał Platon.
— Ej! przypomnij sobie! — mówiła śmiejąc się Katarzyna — na ostatniem przyjęciu u dworu jadłeś oczyma tę Polkę, jenerałową Puzonów.
Wszyscy to uważali, wszyscy, ja sama także...