Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

Müller głową pokiwał, jakgdyby nie śmiał przeczyć, chociaż co innego myślał.
— Zobaczycie...
Niemiec spojrzał z ukosa, ruszywszy ramionami.
— Wiesz, jenerale — odezwał się nagle, rozpieczętowując usta — wydziwić się ja wam nie mogę. Męczycie się i zarzynacie siebie i mnie... aby... aby sobie biedę kupić.
Puzonów spojrzał, marsowa jego twarz złagodniała jakiemś uczuciem politowania, westchnął.
— Müller — rzekł żywo — tyś się nigdy nie kochał.
Niemiec popatrzał mu w oczy, ruszając ramionami.
— Jakto? nigdy nie kochał!! ale ba! dwadzieścia cztery razy najmniej, ino po ludzku i jak się należy, nie po szalonemu, nie po waszemu... Kochał! co mi to za kochanie... kobieta napół żywa... chora, a do tego... ona was nie kocha.
— Ona mnie musi kochać! — zawołał Puzonów. — Łaj mnie, owszem, pozwalam, śmiej się, miej mnie za szaleńca, wszystko ci wolno, boś mi ją ocalił, i wszystko ci wolno, bo po twojemu będziesz miał słuszność.
Myślisz, że ja sam siebie rozumiem? Kiedy człowiekiem choroba owładnie, czy on jest panem siebie? czy wie, co czyni? Otóż ja jestem pod panowaniem takiej choroby, obłąkania czy namiętności... Nie rozumiem siebie, nie poznaję — powtórzył jenerał — ale się zwyciężyć nie mogę...
— To jest prawda — po cichu odparł Müller — że te Polki dla was mają taki urok niepojęty, widziałem tego niejeden przykład... W tem jest pewno nie czar żaden, ale jakaś przyczyna fizyczna, ale coś ukrytego w naturze waszej i ich! Jakiś nowy, inny świat mówi przez ich oczy do waszej duszy.
— Co tam Polki! — przerwał jenerał — wszystkie, wiele ich tam jest, oddałbym za nią jedną; takiego przywiązania bezmózgiego, jak moje, nie widziałem, nie wierzyłbym w nie, gdyby mi się w piersi nie wjadło... Ona ze mnie innego robi człowieka! ja przed nią drżę, jak student, ona...
Müller przerwał mu mowę śmiechem.