życiu i o tem, że w głąb krajów rosyjskich uprowadzona być miała. Zręczna pośredniczka zawiązała stosunki pomiędzy osamotnioną rezydencyą bogatej pani a ubogiem schronieniem Ksawerowej. I miłosierna kobieta wzięła do siebie dla pielęgnowania te dwie istoty nieszczęśliwe, które długo żyły z Helą, a od nich dowiedziała się reszty dziejów i uczuć biednej wygnanki. Nie było więc dla niej wątpliwości najmniejszej, że jenerałowa z własnej woli nie poszłaby za mężem, ale zmuszona, wleczona jak niewolnica, jechała za nim. W sercu wojewodziny zrodziło się gorące pragnienie uwolnienia jej. Powiedziała sobie, że bądź co bądź powinna to uczynić.
Zadanie wprawdzie było niesłychanie trudne, nawet wśród polskiego kraju, bo kozacy i konwój strzegli jenerałową, a Puzonów się lękał, sam nie wiedząc czego, i nie spuszczał jej z oka; ale miłość macierzyńska nie zna nizwyciężonych zapór, bo niema granicy poświęceń.
Jak tylko można było się upewnić, że istotnie jenerałowa żyła i więziona była przez męża, choć w największej tajemnicy, wojewodzina gorączkowo poczęła się troszczyć o wyrwanie jej z rąk nienawistnego jej męża. — Wysłano na zwiady szpiegów, a ci przynieśli szczegółowe o chorej wiadomości i prawdopodobną wskazówkę drogi, którą wieziona być miała.
Natychmiast potem spostrzeżono, iż mieszkanie wojewodziny zostało zamknięte i właścicielka jego — jak mówiono — miała na wieś wyjechać... Ksawerowa jej towarzyszyła.
Tabor więźniów na pograniczu już ziem polskich, wieczorem smętnego dnia, późnej jesieni, zatrzymał się w małem miasteczku, w którem zawczasu opatrzone dlań były kwatery. Nie dla więźniów zaprawdę, bo ci, obstawieni strażą, mogli noc spędzić w jakiem ogrodzonem podwórzu lub szopie i nikt się nie troszczył o to, że po zimnej lub słotnej nocy z posłania na barłogu połowa się już nie podniosła... ale dla dworu jenerała