Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

i kilku towarzyszących mu oficerów oczyszczono porządniejsze domy, bez ceremonii precz z nich wyganiając mieszkańców.
Miasteczko wołyńskie, wysunięte ku Podolowi już, w którem tabor się ów zatrzymał, nie leżało właściwie na drodze oddziału, ale szło ich naówczas tyle wszystkimi gościńcami, były tak opustoszone stacye, tak niewygodne noclegi po przejściu kilku partyi, iż jenerał dla wygody chorej umyślnie sobie wybrał jak najmniej uczęszczaną.
Na dwa dni naprzód oczyszczono jedyną w miasteczku kamienicę, a na poblizkim cmentarzu, do którego przypierały zabudowania gospodarskie proboszcza, mieli się mieścić więźniowie. Liczba ich od wyjścia z pod Warszawy uszczupliła się znacznie — pomarło wielu, uciekło trochę, wykupili się niektórzy, obłożnie chorych pozostawiono przy różnych komendach i lazaretach. Jednakże, gdy ta garść nieszczęśliwych w półkożuszkach, danych im przez litość, lub pokupowanych za grosz ostatni, w siermięgach i łachmanach, z twarzami w płachty poobwijanemi, zjawiła się na rynku miasteczka, ze wszystkich domów zbiegł się milczący tłum, który żołdacy rozpędzać gwałtem musieli. W najtwardszych ludziach, nawykłych do walk z pierwszemi życia potrzebami, z głodem i mrozem, z chorobą i nędzą bez pomocy, widok tych jeńców obudzał uczucie zgrozy i litości.
Dla jenerała oczyszczony dom żydowski był wcale przestronny i porządny. On jeden wznosił się o piętro wyżej nad inne, nizkie po większej części, nędzne zajazdy, wśród których ledwie kilka nieco szlachetniej wyglądało.




VI.

Poza rynkiem, na małem wzgórzu, wznosił się stary zamek, który jenerał byłby zajął chętnie, ale książę dziedzic był tak położony w Petersburgu, miał stosunki tak wielkie, że się na jego własność nie śmiano targnąć. — Żołnierze tylko klęli, że im się tam w pustych kory-