Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

kateryą, w części wyzłacaną, na tle niebieskiem, miała wspaniały pozór, lecz smutny. Ogromny komin marmurowy podpierały dwie karyatydy czerwonawe... od sufitu zwieszał się porcelanowy pająk opylony, dokoła przy ścianach symetrycznie ustawiony był sprzęt wypłowiały, a kilka owalnych portretów z epoki Wazów jedne ożywiały nieco chłodną i milczącą jak grób pustkę. Doktór zmarzły zacierał ręce, ciekawie przypatrując się tej wspaniałości umarłej, a każdy jego ruch głośniejszy, każde stąpnięcie rozlegało się dziwnie wśród ciszy. Zaczynało mu być i do zbytku zimno i nudno, bo mrok coraz ciemniejszy zalegał salę, gdy Krajski się ukazał milczący, dał znak i przez oszkloną galeryę doprowadził go do drzwi, które otworzył, wpuścił go, a sam wewnątrz pozostał.




VIII.

Müller zziębły poczuł cieplejszą atmosferę i w gabinecie małym, oświeconym parą świec woskowych, ujrzał przed sobą w czarnej aksamitnej sukni stojącą kobietę, która nań z oczyma wlepionemi we drzwi czekała.
Niemiec zbliżył się ku niej i z pokłonem pocałował ją w białą rękę, którą ku niemu wyciągnęła.
Na twarzy kobiety malował się wyraz napróżno tłumiony: nadziei, obawy, niecierpliwości.
— Doktorze! zbawco mój!... mów! ona tu jest!
— Jest — szepnął, oglądając się dokoła, Müller — ale na miłość Boga! ostrożności! nie gubcie mnie i jej.
— Ciebie i ją wyratuję — przerwała kobieta — mów, mów, co mamy czynić? co poczynać?
Niemiec spuścił głowę, zadumał się, westchnął.
— Nie wiem — rzekł — poradzimy się, zobaczymy... Księżna zapewne nie masz pojęcia, jak ja go nie miałem, co to za twardy, a zarazem namiętny człowiek, jak przywiązany do niej i przez nią opanowany, jakiemi otacza ją ostrożnościami, jak się lęka, ażeby mu jej nie wydarto.
— Jakto? miałżeby się domyślać! — zawołała księżna.