— O ukrycie jej nie obawiam się wcale, myśmy tu u siebie, oni są przybyszami, nikt nie wyda, a szukać i znaleźć... to dwoje! Znaleźć... ją! odebrać mi! a! nie! nigdy!
— Ale nawet uprowadzić tu... niepodobna! — przerwał doktór — zważcie tylko: dom, sień, rynek, miasteczko pełne żołnierzy. On sam pilnuje przy drzwiach.
— Powiedz mi waćpan — nie chcąc go słuchać prawie, przerwała księżna — wszak ta partya, którą on prowadzi, ma wyznaczone dnie i długo w miejscu zatrzymywać się nie może, ja to wiem, tak bywa zwykle. On jest zmuszony jechać z nią... gdyby był sposób zatrzymania jej parę dni dłużej, tu pod twoim nadzorem.
— O! — wybuchnął Müller — on od niej nie odstąpi krokiem, choćby miał się na największą odpowiedzialność narazić, to niepodobna.
— Ale podobna — zniecierpliwiona odparła księżna — dla zdrowia żądać spoczynku i wstrzymać ją tu, wstrzymać koniecznie.
— Dlaczegoż tu?
— Tu... bo ja tu mam stosunki, mam przyjaciół, mam ułatwienia. Doktorze — zawołała, podnosząc się i chwytając go za ręce — klęknę przed tobą... Ratuj!
— Ale w. ks. mość widzisz, że chcę, że usiłuję, że się narażam... trzeba się wszakże rachować z możliwością.
— Jeszcze tysiąc! — szepnęła księżna.
— Ja to czynię, wierz mi pani, przez... przez miłość ludzkości! — łykając słowa, wyjąknął Müller — nie mogę jednak nad siły obiecywać. Będziemy próbował.
A po chwili zapytał:
— Jaki pani masz plan?
— Nie mogłam innego ani lepszego obmyślić — odezwała się księżna ze łzawym wyrazem głosu. — Potrzeba uśpić, oddalić chwilowo, odwrócić Puzonowa, przygotować ją do ucieczki... a gdy raz będzie u mnie i ze mną, żadna w świecie siła wydrzeć mi jej nie potrafi.
— Ale w ucieczce dogonią.
— My nie potrzebujemy uciekać.
— Zamek spalą.
— Nie zostaniemy w zamku!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.