Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

Na związanego Müllera nikt i nie spojrzał już nawet. W głębi lochu nizkie drzwi uchylił podstarości, zimny ciąg wiatru przebiegł po podziemiu... światła się oddaliły i gdy ostatnie z nich znikło we drzwiach z ostatnim wychodzącym, który je silnie za sobą zatrzasnął, doktór znalazł się wśród najgłębszych ciemności, w towarzystwie trzech trupów, z nadzieją, że sam wkrótce z głodu, chłodu i trwogi życia dokona.
Gdyby był mógł krzyczeć przynajmniej, ale zawiązane silnie usta nie dozwalały mu ani pisnąć...
A któżby go zresztą w tem pustem podziemiu usłyszał?




XII.

Jenerał napróżno czekał powrotu doktora do południa. Z początku zwłokę przypisywał trudności w wyszukaniu sługi, ale nareszcie zaczął się niepokoić, niecierpliwić i pchnął żołnierza do zamku, aby się dowiedział od Krajskiego o Müllerze. Zdziwiony rządca ledwie się mógł rozmówić z żołnierzem, ale w końcu zaręczył mu, że od wczoraj doktora wcale nie widział, i że go w zamku nie było.
Jenerał był niesłychanie zdziwiony i już polską jakąś intrygę w tem wietrzył... ale postanowił czekać jeszcze i nie robić z tego wrzawy...
Tymczasem Müllera, jak nie było, tak nie było.
Kozaczek, który w milczeniu świadkiem był rozmowy Krajskiego z rosyjskim żołnierzem, po wyjściu jego śmiać się począł.
Był to chłopak swawolny.
— Czego ty, trutniu, się śmiejesz? — zakrzyczał nań rządca.
— Jakże, proszę jaśnie pana, kiedy pan, z pozwoleniem, sołdatowi nieprawdę powiedział.
— Jakto nieprawdę? — oburzył się rządca.
— Ale kiedy ja, proszę pana, sam na moje oczy tego wczorajszego pana — ja tam nie wiem, kto on jest — widziałem na zamku.
— Kiedy? co pleciesz?