Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

morze po niej i doświadczył, że nawet uderzenia feldfebla, w tym stanie przyjmowane, mniej nań oddziaływały. Ilekroć więc najmniejsze było prawdopodobieństwo, iż się mogły posypać razy, poczciwy Omełko, syna swej matki oszczędzając, zbroił się w anestezyjny antydot. Tego dnia jenerał otworzył mu kredyt, równie jak towarzyszowi, na trzy kieliszki gorzałki, z których dwa Omełko wypił jeden po drugim.
Był więc w bardzo dobrym humorze, i bolało go tylko, że w korytarzu na rodzaju warty (bez broni) śpiewać nie mógł. A tu mu w duszy dźwięczały wszystkie małoruskie dumki. Ale człowiek musi obyć się bez chleba, a więc i bez pieśni może.
Bawił się Omełko spostrzeżeniami nad historyą korytarza, kto wchodził, wychodził, po co, nic nie uszło jego oka. W biały dzień po odwiedzinach jenerała u chorej pani żołnierzowi mignęła się znowu (nie wiedział już który raz) kobieta z zawiązaną twarzą. Wyszła ona powoli jakoś, krokiem nie bardzo pewnym, obwinęła się chustą i znikła za parkanem dziedzińca... Omełko powiódł okiem za nią. — Stare babsko — rzekł — a dobrze z daleka wygląda...
Godzina upłynęła może, żołnierz byłby przysiągł, że nie widział jej powracającą, gdy drzwi od pokoju jenerałowej otworzyły się znowu i wyszła z nich — ta sama kobieta...
— No! to albo ja ślepy, albo czary, albo dyabli ich wiedzą, co to jest... jak ona wróciła? wszakżem ode drzwi nie odchodził.
To bestye czarownice...
Na wszelki wypadek Omełko, zadumany, powoli się przeżegnał.
Kobieta, nie śpiesząc się, wyszła znowu za bramę i parkan dziedzińca i znikła. A że Omełko już był wypił kieliszek trzeci, czwarty zaś sam sobie ofiarował, a piąty arendarz mu dał bez pieniędzy, nie uczyniło to na nim innego wrażenia, oprócz, że się sam z siebie śmiał, jaki był głupi.
Dziwnem mu się wydało i to, że kobieta dwa razy, jak niby rachował, wyszła, a nie powróciła ani razu. Powiedział sobie znowu, że czarownice mają widać tę