własność, iż wychodzą widomie, a powracają kominem niepostrzeżone.
W istocie nadszedł mrok, wieczór, noc. Jenerał na palcach przystąpił do drzwi, dowiedzieć się o żonę. Żołnierz mu oznajmił, iż sługa wyszła; Puzonów spojrzał od progu na łóżko i spostrzegł śpiącą na niem, odwróconą do ściany chorą... wysunął się więc po cichuteńku i nakazał w całym domu jak największe milczenie.
Dziwił się, ubolewając przed doktorem, że jenerałowa prawie tego dnia nie jadła, ale Müller go zapewnił, że spoczynek ją posili najlepiej i że należy ją zostawić samej sobie.
— W takich wypadkach niema jak sen — dodał Müller — to dobry znak.
Zgodził się na to Puzonów, a że i doktór snu potrzebował, bo mu dolegały okropnie obrzęknięcia na nogach, poszli wszyscy zawczasu do łóżka. Tylko Omełko, nie doczekawszy się powrotu kobiety, która dwa razy była wyszła, zamknął i zaryglował drzwi korytarza, sam sobie dobrał kąt wygodny i, w kuczki siadłszy, zadrzemał.
Na zimnie i po wódce jak się to dobrze zasypia!
Jenerał miał sen przerywany, Müller drzemał, a skoro usnął, jęczał i budził się z krzykiem, tak mu dolegały nogi i przypomnienie owych godzin w podziemiu z trupami przebytych... Na pociechę mówił sobie, iż to wszystko musi się przecież opłacić...
Rano dosyć jenerał się obudził i wstał. Życzył sobie koniecznie, żeby mogli wyruszyć stąd z południa, sam zakrzątnął się około pakunków, powozów, pobudził ludzi i tak, namówiwszy doktora, aby także wstał, doczekali godziny dziesiątej rano.
W pokoju jenerałowej cicho było, jak w grobie, sługa nawet, co dziwna, nie wstała jeszcze i nie wyszła. Żołnierz stojący na warcie poświadczył, iż od wczorajszego dnia nie było tam znaku życia.