mogła jechać do Petersburga, dokąd zwykle ci tylko się wybierali, którym dobra skonfiskowano, co je okupić chcieli pokorą lub wystarać się sobie o nadanie cudzych.
— Jeśli mi księżna pozwoli uczynić uwagę, rzekłbym — odezwał się podczaszyc — że to podróż ciężka, długa i nieprzyjemna. Nikt jej nie podejmuje bez konieczności i przymusu, a nie rozumiem, coby księżnę wojewodzinę skłaniać do tego mogło. Jeśli jest interes do zrobienia, mybyśmy go i bez podróży fatygującej przez ambasadora ułatwić potrafili.
Księżna się widocznie zmieszała, spuściła oczy, bawiła się chusteczką i rzekła półgłosem:
— Ja... nie mam interesów... ale... są pewne ważne pobudki, które mnie do tego skłaniają.
Podczaszyc, jeszcze bardziej zdziwiony, w nią się wpatrywał; przyszło mu na myśl, że panie często na starość niepotrzebnie się do polityki mieszają, i uląkł się, by wojewodzinę patryoci jacy nie uwikłali w niebezpieczne roboty... przestraszony więc, nie mogąc się oprzeć domysłom, dodał:
— Nie śmiem dowiadywać się, ani odgadywać powodów, jednakże... gdyby w nich miała udział polityka, losy kraju, ośmieliłbym się uczynić uwagę, że podróż może być nietylko bezskuteczną, ale niebezpieczną.
— O! ja się wcale nie mieszani do polityki — odpowiedziała wojewodzina — bo jestem tego przekonania, że ludziom zdaje się tylko, iż na nią wpływają, gdy w istocie Opatrzność rozrządza fosami narodów.
— A tak, pani! — gorąco dodał podczaszyc, któremu ciężar wielki spadł z piersi — ta cała polityka nasza funta kłaków nie warta... to się na nic wszystko nie zdało.
Po tym wykrzyku nastąpiło milczenie. Podczaszyc im mniej się dowiedział, tem gwałtowniej czegoś dopytać się pragnął.
— Mogę więc rachować na twą usłużność — odezwała się wojewodzina — że paszporty mieć będę.
— Niezawodnie, z ambasadorem widuję się co dnia, lubi mnie, mogę to wyznać śmiało — zawołał podcza-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.