zaczepił — poczęła księżna — jadę z nią i tylko dla niej.
Doktór uderzył w ręce i chwycił się za głowę.
— Na miłość Bożą! ależ to się zowie leźć w lwią paszczę dobrowolnie! Po co? nie rozumiem! W Petersburgu mieszka teraz Puzonów, którego nie opuściła ani chęć zemsty, ani pamięć doznanego bólu... a jeśli wypadkiem, który bardzo trafić się może, dostrzeże, dowie się... ta kobieta zgubiona!! To niebezpieczeństwo przechodzi wszystkie, jakim uległa w życiu... I na miłość Bożą, po co, dlaczego się na nie narażać?
Słów mu zabrakło — spojrzał na księżnę, załamał ręce.
— Nie rozumiem — dodał — nie pojmuję. Jenerałowa nie jest bezpieczną nawet w Warszawie, na miejscu waszem wywiózłbym ją za granicę... a pani... a ona... chcecie dobrowolnie narazić się na prawie nieuniknioną dolę straszniejszą nad wszystko!
Albo panie nie macie wyobrażenia o niebezpieczeństwie, lub kusicie pana Boga. To niepojęta lekkomyślność, która cudem chyba ujśćby mogła bezkarnie.
Księżna słuchała milcząca, zasępiona, nagle poczęła płakać, ręce jej splotły się rozpaczliwie i cichuteńkim głosem mówiła do doktora:
— Wszystko to wiem, pojmuję, wybolała mi od tego dusza... ale jak się oprzeć nieszczęśliwej, dla której całą pociechą jest to, że... poświęci się dla zbawienia ukochanego...
— Ukochanego? — z podziwieniem zapytał doktór — kogo?...
— Człowiek, którego w życiu jednego kochała, jest w niewoli.
— W jakiej?
— W fortecy... pod strażą.
Doktór szydersko, z politowaniem śmiać się zaczął, zżymając ramiona.
— I cóż wy słabe niewiasty w miejscu obcem poradzić na to możecie? Myślicie, że więzienia tamtejsze to polska wieża, do której wchodzi kto chce, i wychodzi z niej kto sobie życzy? Nie łudźcie się: tam więźniowie są dobrze strzeżeni i dostęp do nich trudny... ani ulgi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.