Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

Katarzyna odgadła, co się w jego duszy działo. Dziwną sprawą miłości własnej drażniło ją i gniewało, że wobec jej majestatu ktoś mógł żywić uczucie miłości i politowanie dla istoty, na którą ona gniew wywrzeć postanowiła.
Zmarszczyło się jej czoło.
— Milczycie, Dymitrze Wasiljewiczu — rzekła — milczycie, rozumiem to, pozostała w was niedogasła miłość dla tej nikczemnej istoty, dla tej buntownicy, którą kula rosyjska powinna była dosięgnąć pod Maciejowicami, ale ja tak pobłażającą, jak wy, być nie mogę.
W osobie waszej upokorzoną ja jestem i ojczyzna nasza, zwyciężyła nas jedna awanturnica i naigrawa się z nas, z potęgi naszej.
Rozkazujemy wam, jenerale, poddać się wyrokowi memu: kobietę należy zamknąć w monasterze, a my dla was znajdziemy na dworze moim kobietę, która wam tę stratę nagrodzić potrafi.
Puzonów milczał, nie było na to odpowiedzi. Imperatorowa wszakże niecierpliwem wejrzeniem wyzywała go na słowo.
— Mówcie — odezwała się — mówcie... jeśli wam w czem łaską moją mogę osłodzić życie.
— Najj. Pani — rzekł Puzonów — nie śmiem się przeciwić wyrokowi waszemu, którego łaskawość dla mnie uznaję... jednakże, gdyby mi było wolno prosić o co, błagałbym o zapomnienie win tej kobiety.
— Wy ją kochacie jaszcze? — żywo odparła Katarzyna.
— Nie, N. Pani — rzekł jenerał — ale się lituję nad nią, a może uznaję w tem winę moją własną, żem się zbyt starał o serce, które mi nigdy nie było przychyliłem i wcale się z tem nie taiło.
— To wasza sprawa... litujcie się, gryźcie — zawołała imperatorowa — to kara wasza, ale moja krzywda i upokorzenie darowane być nie może. Każdy z moich poddanych w Polsce reprezentuje mnie i Rosyę, a wielka Rosya i jej monarchini nie mogą ustąpić przed nikim...
Najświętszy synod wyrzecze o waszym rozwodzie,