Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

kosztowała wiele. Nosił gorset, na nogach różne poduszeczki i sprężyny, skórę miał pod peruką ściągniętą w tył, aby wygładzić zmarszczki, co operacyę stanowiło bolesną. Dolegały mu trzewiki, włosy cudze na łysinie, zęby źle wstawione, wszystko. Dlatego parę razy na dzień zamykał się w domu i kamerdyner zaufany rozbierał go, moczył, suszył, farbował, restaurował, aby na wieczór był gotów.
I teraz, wpadłszy do siebie, podczaszyc natychmiast kazał przywołać starego sługę. Z obyczajów pana domyślać się każdy mógł, iż tym fabrykantem jego młodości musiał być przynajmniej Francuz, tymczasem w istocie był to Polak, a nawet Rusin, młodo wzięty do usług, który z podczaszycem podróżował wiele, popsuł sobie język, zmącił pojęcia, ale poświęciwszy się cały dla swego chlebodawcy, wprawny był we wszystko, czego jego położenie wymagało. Za młodu zwano go Stepankiem, został potem panem Szczepanem, a od powrotu z Francyi mianowano go Mr. Etienne.
Jak ci, co długo z kim żyli, zwykli przybierać potrosze obyczaje i nałogi towarzysza, Etienne był karykaturą podczaszyca, mało co od niego młodszą. Rozumie się, iż nie miał dlań podczaszyc tajemnic.
Wiedział Etienne, jak pana przyjąć wracającego z rannych, nużących odwiedzin: łóżko było wygrzane, szkandela stała jaszcze przy niem, bulion gotowy, szlafrok watowany jedwabny rozłożony na fotelu, buciki z futrem tuż.
— Etienne, mój przyjacielu — zawołał stary elegant, który najpierw zrzucił perukę, wdział szlafmycę i niewidzialne sznureczki z tyłu głowy rozwiązał, aby skórze dać folgę tak, że twarz jego nagle najdziwaczniej pomarszczyła się, pofałdowała i zwisła — Etienne, mój przyjacielu, czy ty nie wiesz co o Betinie?
Stary sługa oczy zrobił ogromne.
— O Betinie? jasny pan żartuje, toż to stara baba! chyba... inna jaka.
— Ale nie, nie, ta sama.
— A... to pocóż nam ona? — spytał Etienne.
Podczaszyc ruszył ramionami z niecierpliwości.