Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

— Aniołku mój! czy ty mnie dzisiaj tak opuścisz? czy cię sumienie nie ruszy? Ja jestem twoją ofiarą pogrążoną — (zaczynała powoli szlochać, ale niezgrabnie). — Żebyś ty mi choć pensyjkę jaką wyznaczył regularną... ty nie wiesz, w jakiem położeniu teraz starościna, okradziona, biedna i sama sobie jeść gotuje... w garnku!
Płakała. Podczaszyc ziewał, ale szal okrywał szczęściem ten dowód jego zatwardziałego serca. Niema na świecie okropniejszego widoku nad przypomnienie żywe grzechu młodości, który się zestarzał, któremu wiek odjął urok, poezyę, a narzucił łachmany i nędzę brudną.
Podczaszyc dążył ku drzwiom, coś mrucząc w ten sposób, że się to najrozmaiciej tłómaczyć dawało.
Nareszcie, oblegany ciągle, ręką pożegnał starościnę i kota, wtulił szyję w szal, opiął futerko i wyniósł się, cały zajęty odkryciem niespodziewanem.
Przez okno jeszcze wyglądała za nim Betina, wzdychając.
— Tacy oni wszyscy niegodziwi... tacy... zostawił mi pięć dukatów oberzniętych, a więcej go już moje oczy może oglądać nie będą!




XXV.

Trafiwszy na domniemany ślad jenerałowej, podczaszyc, jadąc, rozmyślał wielce, jakby najlepiej tę wiadomość zużytkować. Gdyby nie wrażenie, jakie na nim uczyniła, i nie miejsce, w którem przebywała, byłby niewątpliwie poszedł o niej oznajmić baronowi.
Z drugiej strony nie powiedzieć mu nic, wiedząc, gdyby się wydało, że jenerałowa znajduje się w poufałym mu domu księżnej, było trochę niebezpiecznie.
Widocznie szło rządowi rosyjskiemu o odkrycie tej pani... może spiskowała? może była politycznie poszlakowaną... może podczaszyc mógłby być posądzonym o należenie do spisku patryotycznego?
Na samo to przypuszczenie krew w nim do reszty