Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

Podczaszyc odprowadził go drzwi, potem padł w fotel i zamyślił się. Walczył z sobą, czy miał zdradzić ambasadę, czy wydać na ofiarę tę tajemniczą piękność... i wojewodzinę. Zamyślił się tak, że nie słyszał nawet, jak wszedł Etienne i oznajmił o karecie, która nań czekała.
Podczaszyc bardzo pragnął pojechać zaraz do księżnej, ale już był pewnym, że go szpiegują; odprawił konie i postanowił wymknąć się pieszo, gdy mrok zapadnie znanemi sobie uliczkami.




XXVII.

Stary miłośnik płci pięknej znajdował prawdziwą przyjemność w awanturze, która go spotkała; jakkolwiek ona wcale jeszcze nie tknęła go bliżej, ale imaginacyę miał zajętą i romans sobie budował. Jest to zabawa, jak inne.
Zdziwił się niepomału Etienne, gdy jego pan nad wieczorem, starannie obwarowany od kataru, zapragnął wymknąć się pieszo z domu; czynił mu uwagi moralne, ale widząc, że go nie przekona, ograniczył się do westchnienia i przyniesienia futrzanych bucików.
Tak zbrojny podczaszyc przesunął się bardzo ostrożnie pod domostwami i małą furtką wpadł na dziedziniec domu księżnej. Tajemniczo wśliznął się do przedpokoju z sercem bijącem młodzieńczo i zażądał po cichu od starego kamerdynera, aby go natychmiast wprowadził do księżnej. Pora była niezwykła, ale gość tak naglił, że nie sposób się go pozbyć: nalegał, iż interes był najwyższej wagi, i że księżnę koniecznie dziś jeszcze widzieć musi.
Po krótkiem oczekiwaniu otwarły się drzwi i podczaszyc na palcach wszedł do salonu. Mimo bielidła miał tak przestraszoną minę, iż wejrzenie nań przeraziło wojewodzinę, która na niego oczekiwała.
— Mój drogi kuzynie, cóż cię mogło chorego, bo słyszałam, żeś chorował, w takiej porze sprowadzić do mnie?