metrji, na którą tak wszyscy dziś krzyczą, nie widzę grzechu wielkiego: zapewne las piękny, ale te fantastyczne zielone korytarze, altany, pomniki, te wschody kamienne, te regularne kształty, mają w sobie coś uroczystego. Dzika natura jest malowniczą, ogród taki ma coś pomnikowego... śmieszna to może architektura z liści, ale nie bez charakteru...
Odebrałem list od rodziców, i cały żyję tem przypomnieniem domu, wszystko mi z oczów znikło, krom tych dwojga głów siwych tam na zagonie pochylonych... Zdaje mi się że ich widzę wzdychających ku mnie, i wieczór nad ubogą wieczerzą zapytujących jedno drugiego: — Co też tam nasz Jaś porabia? — Noszę na piersiach ten kawałek siwego papieru oddarty od jakiejś książki, na której ojciec i burę i dobre słowo mi za te pieniądze nakreślił ręką drżącą, zapowiadając, że ich dla siebie nie użyje i zakazując mi nadal wszelkich tego rodzaju przesyłek. Rozpytywałem posłańca, który mi musiał zdać szczegółową sprawę o wszystkiem, jak oni tam wyglądają, jak go przyjęli, co mówili... jak się tam o mnie dobadywali, czy ojciec siejbę dokończył, czy matka płakała bardzo odebrawszy mój list, co mi Andzia kazała powiedzieć? Ale obcy człowiek zbywał mnie ni tem ni owem, muszę odgadnąć bym wiedział, i to życie ta proste najłatwiej się daje, bo dość przypomnieć dzień jeden, ażeby domyśleć się reszty...
To zestawienie dwóch rodzajów życia dawnego mojego i dzisiejszego, przestrasza mnie wielką różnicą; obawiam się żebym nadto od ubóstwa nie odwykł, zbyt się do miękkości i dostatku nie przyzwyczaił. Położenie moje niepewne, nic nie zaręcza za jutro, któż wie jak mi będzie gdy znowu na zagon, do chaty i pracy ręcznej przyjdzie powrócić, po tym spokoju i ciszy, po tych rozkoszach, w których tylko myślą i sercem pracowałem?.. Trzeba być gotowym na wszystko i nie zmięknąć wśród przypadkowych pieszczot