Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/103

Ta strona została skorygowana.

losu. Dostatek rozprzęga człowieka i wyprowadza go z troski codziennej do kraju marzeń, w którym mu długo mieszkać nie wolno... Nie lepiejżeby mi było ciężej zaczynać, młodość w pocie czoła strawić, a na starość zarobić sobie trochę spoczynku, na ówczas potrzebniejszego niż dzisiaj? Sam to czuję i obawa jakaś mnie przejmuje: serce już przylgnęło do tego łatwego i wygodnego życia bez troski. Pojmuję, że słabsi ludzie, którym los daje na lat kilka taką gratkę, potem spodlić się mogą, aby się przy niej utrzymać. Wszystko to niepokoi mnie, chciałbym wziąść się do pracy surowszej, żeby nie ociężeć i nie rozmarzyć się wśród tego raju...
Tu taka cisza, spokój taki, tak mało walki, życie tak łatwo i mile upływa, jak w ciszy przed burzą... Słucham, patrzę, rychło-li się niebo pochmurzy i nawałnica zawarczy. Tymczasem myślą tylko pracować mogę, i siedzę w bibliotece, której każda książka dowodzi mi, że nic nie umiem. Ale wiedza ludzka to las ogromny, przez który tysiące ścieżek się wije, co wybrać? sam nie wiem... wszystkiego pochłonąć nie można, a wszystko tak wiąże się z sobą, tak łączy, że jednego bez drugiego zrozumieć i opanować nie można...
Błąkam się i boleję.
Właśnie gdym tak rozpamiętywał, chwytając i rzucając książki w jakiemś usposobieniu gorączkowem i drażniącem, pan Aleksander wszedł do biblioteki; spojrzał na mnie i znać bystrym wzrokiem z twarzy mojej przeczytał co się w duszy działo.
— Cóż tu porabiasz? — zapytał — zacząłeś co? jak myślisz?...
— Kierunku potrzebuję — rzekłem — i sam nie wiem do czego się zwrócić... nie zbywa mi na ochocie, mam wolę która wyrobi wytrwałość, ale nie umiem się obrócić i nie czuję powołania wyłączniejszego... a tu go potrzeba koniecznie.
— Przecież — rzekł — jedno cię więcej pociąga niż drugie?