Ani przystępuj do niego, a nas wszystkich tak traktuje, jakby nie było do kogo gadać. Stanął bestja w ganku, wziął się w boki i patrząc w koło ziewał... Garderobianę widział Zbrzeski, powiada że mosanie jak lalka, druga hrabina...
Najdziwaczniejsze nowinki krążyły po salonie, gdy pani Bulska weszła, od niechcenia przypatrując się obrazom, meblom, wszystko niesłychanie chwaląc, unosząc się, na nikogo zresztą z nas nie patrząc, wpół po francuzku, pół po polsku odzywając się do pana Aleksandra, którego zaraz u drzwi pochwyciła. Widoczna była że chciała się przypodobać niezmiernie, szczególniej chorążynie samej, panu i panu Aleksandrowi, którego potrafiła zaraz ożywić i wprowadzić w rozmowę. Ukazanie się chorążynej odciągnęło ją od niego, pobiegła do staruszki, pocałowała ją w rękę, poskarżyła się na mocny ból głowy i siadła znowu innym sposobem, ale zawsze tak mądrze, żeby ją admirować musiano. Panna Krystyna za nią raki piekła, ona ani jednego.
Ale czego ta kobieta z siebie zrobić nie umie! Mężczyznę, zawadjakę, dziecko, niewiniątko, anioła, diabła wcielonego, poważną matronę, smutną i nieszczęśliwą niewiastę, panienkę skromną, wieśniaczkę... i nie wiem już kogo. Nigdym sobie nie wyobrażał, żeby tyle charakterów i postaci w jednej się osobie zmieścić mogło. Głos, rysy, twarz, ruchy, wszystko się w niej na rozkaz przeistaczało, i jednego wieczora, zupełnie inną była z panią, z starym chorążym, z panem Aleksandrem, z panną Jamuntówną, z Krzysią, choć dla wszystkich niesłychanie grzeczną i uprzejmą.
— Co państwo robią wieczorami? — zapytała chorążynej po herbacie.
— Czasem czytujemy — odpowiedziała staruszka — gadamy... grywamy w karty, ale to tylko ksiądz proboszcz, którego nie widzę... z panną Jamuntówną, kuzynką naszą.... nie siedzimy do późna... bo mojemu mężowi i mnie to szkodzi...
— To bardzo pojmuję — zawołała — a! ja tak
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/114
Ta strona została skorygowana.