Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

nie darami temi, ale obejściem schwyciła, że chorążyna wydziwić się nie może. Nie wiem co to znaczy, ale rozpatruje się, dowiaduje, przypochlebia, i mnie nawet nie minęła, bom kilka słówek bardzo grzecznych dostał mimochodem i spojrzenie piorunujące.
Starzy tylko, którym zabiega drogi, uśmiecha się i wdzięczy, zimni, ostrożni i milczący, na co ona nie zważając, wciąż jak dziecię się przymila. Od wczorajszego dnia do dziś, nie wiem, czy to się nasze oczy oswoiły, czy ona istotnie już się do naszego tonu nastroiła, ale zdaje mi się widzieć zmianę w niej, skromniej się daleko ubrała, niby smutniejsza, poważniejsza, nie paliła cygara, wzdychała, po obiedzie długą jakąś rozmowę rozpoczęła z panem Aleksandrem chodząc po pokoju.
Chorążyna robiła robotę, ale z pod okularów goniła ją wejrzeniami przejętemi jakimś strachem, mnie proboszcz wywołał za sobą.
— Otóż to tak — rzekł — najświętsza z niewiast pani nasza, ale jak zaczęła do Pana Boga, jak zaczęła.. dosyć że powiedziała, sam słyszałem, — wolałabym dla niego złą żonę niż żadnej; otóż i jest.
— Co! gdzie?
— A ta! żołnierka! czy jak ją tam nazwać, co tytuń pali, i słyszę konno jeździ! Takie kobiety, dla takich mężczyzn jak pan Aleksander są najniebezpieczniejsze, on nieśmiały, ta szatan wcielony... ani chybi go pochwyci...
— Ale zamężna! — zawołałem.
— Co ty wiesz! — rzekł — któż tu z nas powie, co ona? jaka? czy miała męża? i czy go ma? toż to widocznie jakaś awanturnica, która poluje na męża, i jak się przypije do Olesia, to się jej biedaczysko nie wykręci... a tu wszyscy we dworze głowy potracili! i szaleją choć krwawemi płacz łzami.
Proboszcz był tak zmartwiony, że mu się istotnie zdawało na łzy zbierać.
— Modlić się potrzeba — dodał — modlić, żeby