Mówią żeśmy tam kiedyś byli bogatsi, że mamy bardzo bogatych krewnych... jakże się to stało żeśmy zeszli na ostatni szczebel ubóstwa? W stajence ledwie para wolików i para małych koni, najemnika nie mamy czem zapłacić, trzeba mu dawać w polu przysiewek; słyszę ze strachem, że czasem i chleba nawet bywa tak mało, że go oszczędzać muszą i kartoflami zastępować. Tymczasem ja, cobym rodzicom pomocą być powinien, na nic się im prawie nie przydałem, bo służby mi nie szukają i podobno trudnoby ją znaleść było, a ja nie wiem nawet jaką obrać, do gospodarki zaś niewdrożony, jeszcze się nie zdałem...
Widzę jak ojcu staremu ciężko chodzić za pługiem i od rana do wieczora z najemnikiem na równi pracować; próbowałem niby dla zabawy, choć mi wzbraniają i sochy i radła i brony, żeby się z niemi bliżej poznać, alem tylko na śmiech zarobił. Siły mi nawet do tego braknie, i jak się zawezmę choć z najlepszą chęcią, w kwadrans się zmacham zupełnie. Matce mi łatwiej pomódz przychodzi, bo tu łatwiejsze koło domu i w kuchence lub na ogródku zajęcie, alem mniej potrzebny, bo ją Andzia wyręcza, a ojciec nieraz gdy z pola powróci, to się staremu ręce trzęsą i pot kroplami z czoła spływa, aż mi się serce ściska... Przecież nigdy się nie poskarży, nie stęknie, nie westchnie, jeszcze matce otuchy dodaje, i nuci, podśpiewuje sobie niby ochoczo, choć mu pewnie w sercu nie bierze ochota do pieśni...
Wczoraj, nie mając co robić wyszedłem za nim w pole, sądząc, że gdy pod ręką będę, do czegokolwiek mnie użyje, ale mi nawet pokazać nie chciał jak iść z sochą, i odpędził pogderawszy do domu...
— Darmo, Jasiu — rzekł, to nie twoja rzecz; ja cię nie myślę zaprzęgać do niewdzięcznej roboty, na którejbyś wiek marnie sterał; ot, patrz na mnie, pracuję, Bóg widzi, nie opuszczając rąk nie od dziś, matka i ja grosza sobie żałujemy, od gęby odejmujemy, a taki bieda dokucza, i żeby nie dobrodzieje nasi, nie byłbyś ty ani liznął nauki, chyba tyle co od organisty w pa-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/12
Ta strona została skorygowana.