spoglądając mi znowu w same oczy.
— Zdaje mi się na dni kilka.
— O! to się jeszcze zobaczymy... — szepnęła.
Widziałem jak w czasie tej króciutkiej rozmowy pan Aleksander chodził żywo po salonie... a Zbrzeski jadł mnie oczyma z zazdrości. Ale teraz nie zrobiła już ta kobieta na mnie takiego wrażenia, bom cały myślą był pod naszą słomianą strzechą, w ubogiej chatce... a między nią... i tem co tu widzę, doświadczam, czem tu życie płynie... cała nieskończoność... jednego ani zbliżyć do drugiego.
Wieczorem poszedłem pożegnać się do kanonika.
— A! jedziesz szczęśliwcze, na własnym koniku, do rodziców... ha! — zawołał — widzę że ci się oczy śmieją! a my tu zostajemy z tą czarownicą... Panie odpuść... ale ja tu się okropnych rzeczy zaczynam obawiać... daj Boże byś nas zastał jak porzucasz... by nam dawny spokój powrócił. Wszyscy jeneralnie głowy potracili, zamęt, zamięszanie, niespokój... i jedna kobiecina tego wszystkiego nam nawarzyła!
— Ale ja tu nie widzę nic jeszcze.
— Ba! że ty nie widzisz, i nikt nie widzi... ale ja widzę! ja widzę — dodał kanonik... — Ta czarownica połakomiła się na pana Aleksandra... nie trzeba być wielkim politykiem, żeby rozmiarkować, że ona tu nie dla interesów siedzi, tylko żeby się wydać za niego! Czemu nie! magnat taki! imie piękne, człowiek jak anioł, wszystko to pochwycić w pazurki.
— Księże kanoniku dobrodzieju! — rzekłem — ja nic nie wiem, i nadtom młody żebym śmiał o tem sądzić... ale czy nie napróżno się ksiądz kanonik frasuje i przewiduje?
— A dajże wszechmocny Boże, żeby to było przywidzenie... obawa próżna... krzyżem bym się położył... Ale nie... ja czuję, ja widzę co to będzie... ten człowiek walczyć będzie i nie oprze się jej; ci starzy biedni pozwolą na wszystko, a zagryzą się nieszczęśliwi... dom pokoju, ubłogosławiony przez Boga, stanie się przytułkiem próżności i rozpusty...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/124
Ta strona została skorygowana.