że to i ja coś wiem.
— Prawda...
— Dajże mi drugich takich ludzi! — zawołał porucznik.
Zbrzeski fajkę palił a milczał dotąd.
— Jednej rzeczy braknie mu — odezwał się — żony... ot żeby się z tą Bulską ożenił!
Doroszeńko aż się z ławy porwał.
— Powiedz-no to przy proboszczu — krzyknął, dopiero cię wsadzi na rekollekcje, ruski miesiąc popamiętasz.
— At! gadajcie wy sobie z proboszczem co chcecie — odparł Zbrzeski — to także kobieta jakich nie ma... anioł piękności, cudo, mosanie, śliczność! rozum, wdzięk, dobroć... a oczy! oczy! niech ją...
— A co myślicie? jak pismo święte zna? — odezwał się Hończarewski — a jaka pobożna, senzatka... o! i głowa nie dla proporcji.
— Ale czego ona nie zna? — przerwał Zbrzeski żywo — czy jest dla niej co obcego, mnie się zdaje że ona by Salomona rozumu nauczyła. Jak spojrzy w człowieka, (bo nie na człowieka) to go przejmie do kości; czujesz że ci duszę dobywa... czasem mi się zdaje, jak ten wzrok we mnie utopi, że owarjuję.
— Już ci też do tego nie wiele braknie — przerwał Doroszeńko.
— Starzy państwo święci, anielscy, ale niech mi darują — dokończył Zbrzeski — poznać się na niej nie umieli!
— Kapitanie! — oburzył się Doroszeńko — pleciesz jak na mękach.
— No! to milczę...
Pulikowski odezwał się z drugiej strony:
— Kto ją tam wie! zdaje się do rany przyłożyć, ale z Jamuntówną znają się jak łyse konie, obie jednego kalibru... jednego dnia uśmiecha się do ciebie, a drugiego drwi bez litości, niby to ja nie widzę! Co chce z człowiekiem robi, a co u niej we środku siedzi i djabel nie powie... Czasem aniołeczek... ot poleci,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/126
Ta strona została skorygowana.