i przyprowadza szczęśliwie...
Chciałem zleść, ale mi nie dał.
— Jedź już, jedź! — rzekł — wygrywasz, że tej czarownicy kilka dni widzieć nie będziesz, a ona tu nas wszystkich podurzy!... A kłaniaj się ojcu!
Z czarownem tem słowem: do domu — ruszyłem wesół i swobodny, ranek był śliczny, słońce wschodziło jaskrawo ale pogodnie, koń parskał, jam się w duszy modlił i patrzał na ten obrazek jesienny z roskoszną jakąś tęsknotą. Tąż samą drogą przed kilką tygodniami jechałem tu z ojcem przestraszony, wylękły, dziś wracałem wesół i prawie szczęśliwy... a! i trochę inny, i nie ten już co wczoraj! Człowiek tak się straszliwie zmienia!
Jam się już tak do nich przywiązał, i tyle zyskał na zbliżeniu do nich... świat, ludzie, wszystko mi się jaśniej zarysowuje w oczach, więcej mam odwagi, wiary i szersze zdaje się serce. Gdyby świat cały był im podobny, gdyby takie dusze poczciwe, taka miłość Chrystusowa... czyżby w tem gorącem ognisku nie stopiło się i nie spłonęło wszystko złe, które świat ostudza?
Serce mi drga w piersi wezbranej i łzy podchodzą do oczów, a! smutno pomyśleć że się z nimi rozstać kiedyś potrzeba; ale szczęśliwy komu dano raz w życiu widzieć takich ludzi, i poczuć skromną ich wielkość... Od naszej chatki do tych pałaców, od tych do których jadę utęskniony, do tych których porzucam, przestrzeń ogromna, różnica wielka, a miłość ją wypełnia i dłoń namulana mojego ojca nie raz spoczęła w drżących rękach tych starych przyjaciół. Życie proste a poczciwe tu i tam podobne... jedne uczucia, jedne serca... jedna rodzina Chrystusowa, jedna Czeladka Boża, jak powiada ksiądz Ginwiłł, jak ich tu zowią wszyscy.
Całą drogę przedumałem, prześpiewałem marząc, domyślając się świata i przędąc sobie nitki pajęcze... Na noc stanąłem o mil dwie od naszej wioski i wstawszy do dnia z bijącem sercem ruszyłem dalej, coraz
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/128
Ta strona została skorygowana.