tego, rachuje, bawi się, mierzy, prawie bogactwo w tem widząc dla siebie. Jeździliśmy do miasteczka w tym interesie, i zgoda prawie stanęła; chodzi o to żeby wypłatę na dwie raty rozdzielić, co pewnie otrzymamy, bo się chcą pozbyć i cokolwiek wziąć za to. Kilka dni o niczem mowy nie było tylko o tem, matka, ojciec, Andzia rozprawiali o Czelakowszczyznie jak w Borowej o całym kluczu by nie gadali, a pewnie tam nabycie kilku wiosek nie sprawiłoby takiej przyjemności, jak u nas ten kawał pustkowia. Teraz bo na niem odkrywają się cuda, budują ogromne nadzieje. Lasek może pomieścić pasiekę, na sosnach są barcie puste, łąkę można by łatwo osuszyć, pole da proso w pierwszym roku, brzeźniak młody na opał posłuży, a w dodatku blizko bardzo, tak że się oszczędzi wożenia i chudoby. Stary mój odmłodniał i poweselał, ale i on i matka zbyt może wiele na Czelakowszczyznę rachują, zawczasu sprzedając co się jeszcze nie urodziło. Podwórko by się rozszerzyło, sad powiększył, bo stara sadyba opuszczona przypiera do naszej i ojciec przypuszcza, że możeby dworek nowy powoli sobie postawił, czemu się matka opiera; bo starym nie dobrze do nowej się budowli przenosić; odwieczny to u nas przesąd... dający się bardzo tlómaczyć.
Z temi marzeniami opuścić ich potrzeba i powracać do Borowej, pamiętając że choć lekkie, mam przecie obowiązki, których zaniedbywać nie powinienem... A żal mi opuszczać ciche podwórko nasze... Tu się czuję w domu, tam na łasce u obcych... myśl własnego kątka popsuła mi już Borowę nawet, którą tak kocham.
Rozstaliśmy się ze łzami, ojciec błogosławił, matka milcząc kreśliła krzyże nad głową moją, Andzia płakała, bo jej o to nie trudno, nie chciałem przedłużać chwili rozstania, chwyciłem się na konia, i uciekłem...
Tak miałem pełną głowę wyjechawszy od rodziców, że mi tych kilka mil drogi minęły strzałą, i anim się opatrzył jak drugiego dnia stanąłem przed dworkiem