sukno nawet cienkie... i kamizelka... i bóty widziałem przywiózł nowe. Żeby żyd nie ukradł, posadzili go krajać na oczach i szyć mu kazali tu w domu, a taka bieda z tą istotą niechlujną i dziwaczącą, która nam najlepszą izbę zajęła i majufes wyśpiewuje, na mocy tego, że po dworach robi i z biednym szlachcicem nie ma się co bardzo ceremonjować.
Upadłem do nóg ojcu i matce za tę pamięć o umie, Andzi się w oczach łzy kręciły... biedaczce, bo ona sukienczyny nie ma i musi do Bożego Narodzenia czekać póki się co nie sprzeda. Ale na co mi te suknie? ani ojciec, ani matka powiedzieć nie chcą...
Ojciec sobie ze zrzynków i resztek czapkę i kamizelkę szyć kazał, bo na więcej nie stało; wyjął perłową kapotę i tę restaurować ma żydek, choć na nią nosem kręci, że zleżała. Z przeglądu kufrów i dobywania rzeczy domyślam się, że z ojcem jechać mamy; ale dokąd? tajemnica.
Dziś przecie, według przysłowia piątek — dobry początek, do żniwaśmy wstali, krawca się pozbywszy; wyprosiłem sobie sierpa u Wasyla na ten dzień. Ranek był prześliczny, rosa osychała, gdyśmy na zagon nasz przyszli; ojciec zdjął czapkę, pobłogosławił żyto, pochylił się i w imię Boże pierwszą garść użąwszy, kłosy wytarł, a zboże rzucił dla ptastwa polnego, wedle jakiegoś starego obyczaju. Za nim rzędem stanęliśmy zajmując pólko, Andzia, najmit i ja. A ty tu co robić myślisz? spytał ojciec... czy to zabawka? Zboże zepsujesz i po wszystkiem; lepiej matkę wyręcz i jeść nam tu przynieś, kiedy już koniecznie chcesz coś robić i posłużyć!
— Ale kochany ojcze, rzekłem, ja doprawdy żąć będę.
— A to jak? myślisz, że wszystko łatwo temu, co po łacinie umie?
— Nie, bom się uczył umyślnie i żąć potrafię. Dopieroż Andzia, która wiedziała moją tajemnicę od Wasyla i