kryła się z nią, nuż paplać, a ojciec rozczuliwszy się aż do łez, uściskał mnie... A! byłbym się dał za ten uścisk i błogosławieństwo pokrajać! — Bóg ci pobłogosławi, rzekł, dobry z ciebie syn... nie odrzucam twojej pomocy, użnij i ty garść chleba na ojcowskim zagonie... a! kiedyś więcej ich było, i lepiej rodziły, i nie samiśmy zbierali!
Ale Bóg tak chciał i błogosławiona wola Jego!..
I poczęliśmy żąć wszyscy, a najmit poczciwe chłopczysko, prosty wieśniak patrząc na mnie i na ojca także miał łzy w oczach jak my; robota szła żywo prócz mnie com się wlókł nie mogąc drugim podołać, Żyto na nieszczęście okazało się jak tu nazywają postępne, to jest dużo go na snop wychodziło, przerzedziła je zima, i ja kopy mojej nażąć nie mogłem, a najmit jeszcze wiązać musiał, bom się tego nie nauczył dobrze. Kiedy matka przyszła do nas o południu z jedzeniem niosąc dwojaczki dla ojca i Andzi, mnie się tu niespodziewając znaleźć, załamała aż ręce, widząc, żem w koszuli zawijał się z niemi na polu. Biedaczka ucałowała mnie w głowę i pogderała na ojca, że mi pozwolił robić. — A nuż sobie ręce pokaleczy, to niezgrabstwo, rzekła, jakże z niemi stanie przed dobrodziejami naszymi?
— Namulane dłonie, moja panno, odpowiedział ojciec, nikomu wstydu nie robią...
Wieczorem dobrze uznojony powróciłem do chaty; ale nie powiem, żeby mi ta praca ręczna nie przywykłemu do niej, była przykrą, owszem świeże powietrze, ruch, wesołość ludzi, którzy na swoich polach żęli śpiewając, radzi że się skończy głodny przednówek, przemówiły mi do duszy. Zasłuchiwałem się w te pieśni, w których tęsknocie tyle wesela, w których wesołości tyle jest rzewnego smutku! A gdym podumawszy w okienku izdebki położył się spać, ległem z uczuciem zadowolenia jakiegom jeszcze nie doznał. Starzy naradzali się długo w nocy, a Andzia szepnęła mi na ucho, że słyszała jakobyśmy zaraz po żniwach
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/17
Ta strona została skorygowana.