Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

wiedzieć co się dzieje we dworze; obejrzałem się po placyku, na którym na targ się ludzie zjeżdżali. Może mi się to wydaje, ale po wsi zaraz poznasz dziedzica, a po twarzach ludzi pana: tu czegoś swobodnie i wesoło jak nigdzie. Kilku dworskich porządnie ubranych kręciło się na placyku, i na zapytanie ojcowskie odpowiedzieli mu tak grzecznie, jakiem się nie spodziewał, bośmy ubożuchno i pokornie wyglądając, ledwie mogli na to rachować, że nam odpowiedzieć raczą. Konie zostawiwszy u znajomego żyda, bo bryczyną nasza do pałacu zajeżdżać nie wypadało, poszliśmy już dalej z ojcem piechotą. Ojciec wziął co najlepsze odzienie, perłową kapotę, chustkę na szyję, czapkę z barankiem, laskę, i poważnie mi wyglądał choć ze staroświecka. Zaraz za miasteczkiem dwa wielkie stawy i grobla topolami wysadzona dzieli od niego dwór, który na drugie i lepsze miasto wygląda, tyle tu murów i budowli. Znać państwo było, aż po mnie ciarki poszły; myślałem, że nigdy nie trafimy do tego człowieka, którego taki tłum otacza. Ojciec, że tu już nieraz i co roku bywał, tłumaczył mi wszystko; za groblą poczęła się szersza jakaś ulica wysadzana, z obu stron otoczona dworkami i ogródkami ślicznemi. W nich sami dworscy, oficjaliści, kapelan i rezydenci mają mieszkania; westchnęliśmy oba myśląc, żeby ojcu choć na starość taki domek cichy i miły, w jakich ci szczęśliwi obie siedzą.
Przed bramą pałacową na wałach, która jak pałac wyglądała, bo o piętrze i z wieżą zegarową, w cieniu ogromnych drzew, ogrodzony sztachetami białemi, z wysypaną piaskiem ścieżynką do drzwi wiodącą, zatrzymał nas dworek rządcy, pana Doroszeńki, do któregośmy z ojcem naprzód zaszli.
Jak ci ludzie tu mieszkają! jak żyją! Szczęściem, znaleźliśmy naszego krewniaka, bo i panów Jamuntów i nasz podobno kuzyn, porucznik Doreszeńko. Wszystko to wesołe, grzeczne, przyjacielskie, a tak się nam po chacie naszej pańsko wydaje. Mnie już w tym dworku cudzo było i trudno jak w pałacu, myślałem co to