ojciec — ja darmozjada nie będę miał za syna... niech pracuje...
— Damy mu robotę... pan Aleksander potrzebuje kogoś istotnie.
Już nie pamiętam rozmowy, która trwała do obiadu, bo mi ta myśl pozostania w Borowej dosłyszeć jej nie dawała. Czułem się nią szczęśliwy, bo widziałem jak tu wszystkim dobrze było; ale wspomnienie ojca, który sam jeden miał powracać do swojej ciasnej chatki, matki, która tam odpoczynku nie znając, z siostrą się koło gospodarstwa krzątała, biednego naszego kątka, jakąś tęsknotą napełniały serce i zgryzotę czułem żem ich opuszczał. Pod koniec rozmów, które się toczyły o rożnych rzeczach, a najwięcej o samym dworze i chorążstwie, ojca wybadywać poczęto o jego stan i gospodarkę, ale ogólnikami ich zbył.
— Cóż mosanie poruczniku, rzekł, dobrze mi tak jest i kwita... Żyto zżąłem, do nowego wystarczyć powinno, synem się kłopotać nie będę, córkę szlachcic jaki poczciwy weźmie, a nam do terminu nie daleko!... ot i po wszystkiem...
— Nie wiadomo kto z brzegu! odparł ksiądz Ginwiłł.
— Od Jasia dowiemy się o wszystkiem lepiej, szepnął Doroszeńko... i starego taki do Borowej wyciągniemy kiedyś.
— Oho! nie głupim, żeby się tu rozpieścić, jak wy na starość, a potem...
Dano znać do stołu bębnem, który od bramy zamkowej usłyszeliśmy, i zaraz się ze wszystkich dworków ruszyli, kapelan, rządzca, rezydenci, panny siadające do stołu, dążąc ku pałacowi. Była myślę druga godzina, gdyśmy się zebrali do sali jadalnej. Ksiądz Ginwiłł odmówił modlitwę, uszykowaliśmy się jak Bóg dał i wszystko to zasiadło przy długim stole w pokoju po lewej ręce, którego ściany mnóstwem portretów były zawieszone. Pani chorążyna miała krzesło pierwsze, stary nie siadał do stołu, ale syn go zastępował. Mnie posadzono za księdzem kanonikiem przy panu Hończarewskim, który naprzód mi się długo bardzo przypa-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/35
Ta strona została skorygowana.