kiej, któż jej nie ma... od razu nie uleczysz, musisz powoli ją pokonywać, a grenadjer mniej teraz pije...
Ot, gdybym był wymagał z razu żeby całkiem przestał, byłbym go od siebie odpędził na zawsze... dziś widzę już skutek, opamiętał się...
— Gdzie zaś, odparł pan Doroszeńko, pije okrutnie, wczoraj w rynku widziałem go śpiewającego Czumadrychę na całe gardło i wywijającego kijem nad żydziukami.
Kanonik ręką tylko machnął i poszedł.
Jak mi tu dobrze! cóż kiedy myśląc o ojcu, o matce, o Andzi, o naszej chatce ubogiej, wstyd mi i żal, że sam używam, podzielić się z niemi nie mogąc... a tam moja matuchna kochana wzdycha nad pracą, która jej drżące ręce wysila, ojciec uznojony powraca wieczorem, Andzia marnieje w troskach codziennych... Chorążyna kazała mi opisywać sobie nasze gospodarstwo, i gdym jej opowiadał, widziałem że szukając kłębuszka rozpłakała się... bo nie miała pojęcia, żeby ojciec w tak bardzo ubogim był stanie, a często nawet nie pewien powszedniego chleba...
— A nic od nikogo przyjąć nie chce, — rzekła poruszając głową, — pięknie to zaprawdę; ale jakoś nie po chrześcjańsku mieć tyle dumy i tak w poczciwe serca nie wierzyć. Ale już ja o znam, całe życie był taki...
Nigdybym nie śmiał przed kim innym rozwodzić się z drobnostkami, które nas tylko obchodzić mogą, a których taka pani jak ona, wychowana w dostatkach i pojąćby nie potrafiła; ale ona zgaduje sercem, a tak umie się w położenie cudze wcielić, że się człowiek mimo woli do dna wygada. Znać, że było zadaniem ich życia zespolenie się takie z ludźmi i wchodzenie we wszelkie położenia, pojmuje od razu wszystko, umie obrachować następstwa, zgaduje uczucia... a tak zna ludzi!
Nareszcie pan Aleksander dał mi robotę, ale wstyd