dki... a kto zabił?
— Jedno ja...
— O! bo to ty zawsze sobie dobry kątek zostawisz, filucie jaki stary — mówił niepohamowany myśliwiec — a Kiryłło uśmiechnął się i jedynem okiem jakie miał mrugnął, machając ręką, powtórzywszy po cichu zamiast odpowiedzi, pocieszne przysłowie, którem go prześladuje pan Bundrys.
— Jak toj kazau, wyszło na toho, także i to...
— Drugie zabił Janek jakiś, trzecie pan Zbrzeski... dopieroż śledztwo, że jeszcze ktoś strzelał — do czego?
— Ktoś spudłował! — zawołał Doroszeńko — ręczę za pudło!
Wtem ujrzeliśmy spoconego Pulikowskiego, który zbliżał się do nas z miną zafrasowaną, poglądając na fuzję... i domyśliliśmy się po twarzy, że jemu się owe pudło przytrafić musiało, bo rozogniony był okrutnie.
— Nikogo nie posądzam, nie obwiniam nikogo — rzekł z zapałem... — ale to rzecz nienaturalna...
— Żeś spudłował? — zapytał — Doroszeńko.
— A tak! naprzód już to postawiono mnie w takiej gęstwinie, że o krok przedemną nic widać nie było, oczewista machinacja... wiadomo jak u mnie moja Segalasówka utrzymana; na kwadrans postawiłem ją w sieni, już jej coś zrobiono... strzelam, jak mnie wytnie w pysk!
— Stary nabój!
— Dzisiejszy...
— Toś go przesadził!
Pulikowski kiwnął tylko głową jakby chciał powiedzieć:
— Żartuj zdrów! i dodał:
— A taki i z tem wszystkiem nie musiałem spudłować zupełnie, strzał był trafny... wilczak się pochwycił i zaskomlał, na liściach jest krew... pewnie gdzie leży w krzakach, a znajdą go to powiedzą, że ktoś inny go zastrzelił... ze mną tak zawsze!!.
Choć tylko cośmy zjedli śniadanie, pan Bundrys zawnioskował, aby wypić pogrzebowego i cokolwiek
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/67
Ta strona została skorygowana.