prezenta, pokazując je, i trochę się niemi frasując. Fotel musiał przykryć starą serwetą i ulokował go w kącie za komodą, gdzie nikt na nim siedzieć nie będzie, brewjarz obwinął w ręcznik i zamknął do biurka, świętym Augustynem najwięcej się cieszył. I byłoby to trwało nie wiem jak długo, gdyby nie spojrzał na zegarek...
— O! a pacierze księże proboszczu! — zawołał sam do siebie, ot to pięknie! idźcież sobie... idźcie... bobym o Panu Bogu zapomniał dla ludzi... I począł się modlić.
Dziś pani chorążyna wybrała się do Bundrysów z panną Jamuntówną, i powróciła w najwyśmienitszym humorze, a choć nic nie mówi, znać marzy biedna o czemś. Nie mogła się nachwalić domu i ludzi, a wieczorem nawet czytania nie było, bośmy przegadali o tych odwiedzinach do dziesiątej. Wszystko się jej tam podobało, nie tak jak to tym panom co u biednej szlachty wszystko zewnętrznie chwalą z wielkiego strachu, żeby wewnętrznego nieokazać szyderstwa i wydają się z niem samą przesadą swojej admiracji, ale dla tego, że chorążyna lubi co proste i swoje, a w duszy jest córką tej ziemi, i siostrą każdemu, kto do niej z sercem poczciwem przychodzi. Może też nadzieje dla pana Aleksandra ożywiają ją jakieś, a że mało wyjeżdża i gdzie bywa, podróż ta maleńka wprawiła ją w bardzo wesoły humor; przy jej wieku to młodzieńcze zajęcie i rozpromienienie nowym ją dla mnie otacza blaskiem. Dusza w niej tak świeża, że ją jeszcze bawi to co zwykle młodych tylko zajmuje, piękny dzień, lasy, powietrze, widoki i najmniejsza drobnostka. Życie nie znużyło ją i nie złamało, uśmiecha mu się jeszcze, jak w pierwszych dniach młodości.
Znać Bundrys uczuł dobrze grzeczność chorążynej, która mało gdzie bywa, i szacując staruszkę przyjmował ją po swojemu całem sercem, z gorączką gościnności i nadskakiwaniem nadzwyczajnem. Pani Osmólska,