Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

Wizytek, i tam już dokończyła wychowanie...
— Już jak nie dom, to cóż może być lepszego dla kobiety, nad wychowanie klasztorne?..
— I niedawno powróciła?
— A przyznam się wam — dodała chorążyna — że na niej klasztoru nie znać, takie to wesołe, swobodne, takie w miarę śmiałe i śliczne dziecko. Może powiedzieć, że mnie za serce schwyciła.
— A! Pani dobrodziejko — odważył się z kątka odezwać Hończarewski, który nigdy nie gada — co to dziwnego, że JW. pani kogo pokocha... złote jej serce dla wszystkich stoi otworem, nawet dla tych często co nie są go warci!!
Ażeby zrozumieć jakie to powiedzenie biednego Hończarewskiego miało znaczenie, potrzeba go znać i pamięać, że nigdy się nie odzywa, a słowo, które mu się z ust wyrwało, nie było wcale pochlebstwem, ale wyrazem najgłębszego uczucia.
— Mój kochany Hończaresiu — uśmiechnęła się poruszona chorążyna — że też ci się zebrało na dworactwo... a po co mi ty to gadasz?..
— Bo czuję — odparł z ukłonem zmięszany Hończarewski, a myśmy wszyscy z tego poruszenia jego, które go wywiodło z osłupiałości, uśmiechnąć się musieli.
Na chwilę przerwało to rozmowę ogółu, pan Aleksander przyszedł i w milczeniu ścisnął rękę starego, który cały drżał ze wzruszenia... Chorążyna usiłowała zagadać, ale widziałem, że ją ten afekt obłąkanego i skośniałego w dziwactwie człowieka, jakoś mocno przejął; chorąży spojrzał na żonę i na Hończarewskiego i węzełek na chustce zawiązał; proboszcz przysunął się do niego i w twarz go pocałował.
— Otoż to tak gadaj — rzekł — Apokalipsy nie tłómacz... a będzie dobrze!..
Lecz mogęż ja spisać i wytłómaczyć się przed sobą z tego co tutaj widzę? trudno mi wprost przerzuconemu z pośrodka pospolitych ludzi podnieść się do pojęcia i ocenienia tego kółka zaczarowanego, w które mnie rzucił los szczęśliwy. Ale taka jest ich siła, że