i mnie biednego potrafili dźwignąć do zrozumienia i poczucia siebie... Przy nich rozumiem już lepiej i potęgę daleko większą, ale tegoż rodzaju, apostołów i błogosławionych, za którymi szły rzesze i nawracali się zakamieniali grzesznicy. W miłości tej jest siła niezwyciężona, jest coś potężnego i nieprzemożonego jak śmierć, duch słaby nawraca się pociągniony nią, duch zły uciekać musi. Tak światy w przestrzeniach ciągną za sobą inne światy, a tu na ziemi jedna tylko miłość zwycięża, chwyta, porywa... Czuję w mojej duszy, jakby z niej spadała jakaś łupina sucha, jakbym się odradzał codzień jawniej, wyraźniej poznając prawdę przez czyn...
Tu nikt nigdy nie naucza i nie każe słowem, nie karci i nie odpycha, ale codzień żywy czyn w życie wprowadza jakaś wielką prawdę, i patrząc na tych ludzi czytasz Ewangelją. Nawet ich ułomności, ich słabości ludzkie dodają im uroku, bo z niemi walczą, bo nie łatwo przychodzi podnieść się tak wysoko, a jednak trwają na wyżynie. Patrzę na ludzi co ich otaczają, i niemal widzę jak pod wrażeniem dobra, roztapiają się, miękną, bieleją, rozjaśniają. Wybuch jakiejś namiętności, próżnostki, nienawiści, usmierza się i gaśnie, bo go tu nic nie podsyca w tej atmosferze pogodnej, chrześcjańskiej. Przez dwór i sługi, duch ożywczy płynie dalej, rozlewa się i nie raz w chatce znajduję ślad jego działania, bo na świecie wszystko jest zaraźliwe: szerzy się zgnilizna, ale silniej jeszcze prawda i dobro. Teraz wiem, ze z wiarą i miłością wszystkiegoby dokazać można, czegoby człowiek zapragnął, i nie darmo ksiądz Ginwiłł nieustannie powtarza te słowa świętego Pawła, których się dla ich piękności na pamięć od niego wyuczyłem:
nie zajrzy (nie zazdrości), złości nie wyrządza,
nie nadyma się.“
„Nie jest czci pragnąca, nie szuka swego,
nie wzrusza się ku gniewu, nie myśli złego.“