się weseli z prawdy.“
„Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy,
wszystkiego się spodziewa, wszystko wytrwa!!“
(Do Koryntjan. XIII. 4 — 7.)
W tych dniach mowa tylko o Bundrysach i oczekiwanie przybycia panny Konstancji, która się z ojcem i panią Osmólską obiecała; uważam, że chorążyna rozmowę o niej zawsze przy panu Aleksandrze zaczyna, ale nadaremnie, gdyż on chłodno jakoś o nich mówi, i nadzieje zrazu powzięte, że go nieco zajęła, pełzną powoli. Pani, w miarę jak je traci, smutnieje i zasępia się widocznie, dla nas tylko rozjaśniając twarz tym uśmiechem pełnym słodyczy, która na jej ustach coś ma w sobie świętego, bo w nim i rezygnacja chrześcjańska i skryta boleść i ofiara i spokój ducha i całe życie cnotliwe się widzi.
Wczoraj po obiedzie kazała mi się pozostać, sama usiadła do krosienek i zapytała mnie:
— Nie masz tam jakiej roboty, mój Jasiu?.. nie?
— Pilnej żadnej.
— Posiedźże ze mną jaki kwandrans, póki Jamnutówna nie przyjdzie mnie zabrać na górę do tych gruszek które tam suszą.
Trzeba bowiem wiedzieć, że ta wielka pani, mająca się kim wyręczyć aż do zbytku, wszystkiem się sama zajmuje i pojęła, że praca dobrodziejstwem jest i lekarstwem: dom ją obchodzi, sama rozrządza stołem, spiżarnią; wszakże płótno dla mnie na koszule wybierała i krajała je swemi świętemi rękami.
Ma się rozumieć, żem z chęcią został i usiadłem na miejscu wskazanem przy krosienkach.
— Nie miałeś — spytała — wiadomości od rodziców?
— Nie wiem co to jest, ale posłaniec dotąd nie wraca.
— Zwyczajnie posłaniec, będzie się wlókł, a potem